czwartek, 20 listopada 2014

Info na temat Tsuzuku x Koichi, WAŻNE

Na początek chciałam Wam powiedzieć, że trzecia (i ostatnia) część "Nienawidzę" jest gotowa już od ponad miesiąca. Albo nawet dwóch. ALE. No właśnie, "ale". Planowałam dać w niej bonus w postaci sceny erotyczne. Dlatego stworzyłam ankietę. Właśnie tutaj tkwi problem - piszę ją w kooperacji ze znajomą, która nie potrafi się zmobilizować, żeby ją skończyć xD Dlatego jestem w ciemnym lesie.
Pisanie tej sceny wygląda następująco - ja rzucam pomysły, Jagoda je spisuje i układa zdania, żeby miały sens a ja potem tchnę w ten tekst dusze, redagując go nieco. Niestety nie potrafię pisać takich rzeczy, po prostu nie potrafię, mam blokadę xD
Ok, i tutaj rodzi się moje pytanie do Was - chcecie czekać na ten rozdział i dostać go od razu ze scenką, czy mam go skończyć a scenę dostaniecie jako dodatek osobno?
...Opcja trzecia jest taka, że chamsko przerwę w połowie gry wstępnej i wtedy dostaniecie przedsmak :)
Wy decydujcie. TYLKO BŁAGAM - PODEJMIJCIE DECYZJĘ XD
Tym razem opóźnienia nie są podejmowane, umywam rączki XD

...I widziałam, że komentowaliście, jestem pozytywnie zaskoczona :3

EDIT!!!!!! Zapomiałam dodać, że scena nie jest skończona :| HURA JA. Jeżeli nie wyrobimy się z napisaniem jej przed świętami dodam bez a potem dostaniecie w formie dodatku. Już tłumaczę dlaczego; Mam dla Was małą świąteczną niespodziankę, której nie mogę dodać przed tym rodziałem, tyle ode mnie. I przepraszam za opóźnienia ^^'

piątek, 19 września 2014

:A:

Mam zamiar uruchomić nowego bloga, który będzie miał formę pamiętnika. Może będę tam pisała różne ciekawe rzeczy. Ktoś zainteresowany? :)

Nowy rozdział już się pisze, uzbrójcie się w cierpliwość :3

I proszę o komentowanie poprzedniego shota. W sumie nie wiem, czy jest sens coś pisać, skoro nikt nie komentuje :|


Jak będziecie grzeczni to dostaniecie moje zdjęcie w instant cosplayu Koichiego XD *szantaż*

EDIT: DODAŁAM NOWĄ ANKIETĘ, PROSZĘ WAS O ZDANIE :))

czwartek, 4 września 2014

"Głupota nie boli, tylko trzeba się nasłuchać" - miniaturka, Aoiha

 DON~ Melduję się do Was dzisiaj z małą niespodzianką :)))) Małą, bo jest to miniaturka. Bardzo miniaturowa miniaturka. I puchata.
Idk, po prostu miałam ochotę napisać coś takiego. I KONIECZNIE musiała być to Aoiha ;;
Na osłodzenie pierwszego tygodnia szkoły i oczekiwania na coś dłuższego (przepraszam~ ;;)
Z toną serduszek ode mnie: ♥♥♥♥♥♥♥♥♥ *za dużo :|*

ostrzeżenia: brak w sumie .-. Oprócz względnych błędów.
A. Właśnie.
WZNAWIAM POSZUKIWANIA BETY. Jest ktoś chętny....?

Pewnie większość z was powie, że charaktery im nie pasują - mówi się "trudno". Ostatnio nie mam zbyt dobrego humoru i po prostu miałam silną potrzebę napisania czegoś do porzygu różowego :)
Taka dialogówka trochę. I nie ma sensu.

Wiecie, że napisanie tego zajęło mi kilka godzin? Nie wiem, czy wszyscy piszą w takim tempie, ale dla mnie to jest maksymalny wysiłek umysłowy + 793275023765 rzeczy, które mnie rozpraszają. Jestem beznadziejna ;u;

NO CÓŻ.
enjoy~

__________________________

 Brunet odłożył kartki na biurko i z westchnięciem oparł się całym ciałem o kanapę. Towarzyszący mu drugi gitarzysta spojrzał na niego z drugiego końca niewielkiego salonu, zza grubych szkieł okularów opuszczonych do połowy zgrabnego nosa.
 - Masz już dość? - nie odrywał wzroku od jego pozornie rozluźnionej, wyciągniętej na kremowej sofie sylwetki. Starszy zamruczał coś niezrozumiałego, podniósł spojrzenie na przyjaciela, po czym wstał i ruszył w stronę małego balkonu. Otworzył przeszklone drzwi, wpuszczając do mieszkania powiem chłodnego powietrza - Aoi...?
 - Wiesz, mogłem zostać tym strażakiem*, czy Budda wie, kim jeszcze - odezwał się nagle - Gdybym wiedział, że praca w przemyśle muzycznym jest taka wymagająca nigdy bym się za to nie brał.
 Blondyn objął go ciepłym spojrzeniem, z niewymuszoną gracją odkładając zapisane nutami kartki i powoli podszedł do przyjaciela:
 -  A czy wtedy nie byłoby nudno? Nie poznałbyś mnie... - uśmiechnął się w typowy dla niego, przepełniony pewnością siebie sposób, unosząc arogancko lewy kącik ust.
 - Tak, pewnie teraz miałbym już żonę i co najmniej jedno dziecko. Albo używałbym życia, podrywając dziewczyny w nocnych klubach. Taki ze mnie casanova! - Aoi zaśmiał się po czym spoważniał nagle, zamilkł i zamykając drzwi na balkon szybkim krokiem wrócił na kanapę, próbując uporządkować kartki, w rezultacie rozrzucając je jeszcze bardziej - Kai nas zabije, musimy to dzisiaj skończyć - spuentował wymownym chrząknięciem, biorąc do ręki długopis.
 - Yuu... - brunet drgnął, słysząc jak przyjaciel zwraca się do niego po imieniu - Co się z tobą dzieje?
 - Rozpraszasz mnie - mruknął, kontemplując z bezmyślnym wyrazem twarzy rozłożone przed sobą kartki, czym wywołał jeszcze szerszy uśmiech na twarzy blondyna.
 - Czasami chciałbym być na ciebie zły - zaśmiał się, zabierając mu z dłoni kartki, które odłożył z powrotem na stolik i usiadł okrakiem na jego kolanach - Tę skończyliśmy jakąś godzinę temu. Chciałem ci powiedzieć, że zrobiliśmy wszystko, ale zacząłeś marudzić - zaśmiał się prowokująco.
 - Uru, ty złośliwa bestio! - obdarzył go spojrzeniem nieudolnie imitującym coś w rodzaju urazy, na co młodszy zaśmiał się perliście - Właściwie... jak długo nam to zajęło? Jest już ciemno.
 - Jakieś dziesięć godzin - Takashima wzruszył ramionami - Nie ważne, mam dość pracy... - owinął dłonie wokół jego ramion, uprzednio zdejmując okulary. Sprawnymi palcami dłoni uciskał napięte mięśnie na jego karku, jednocześnie powoli i niepewnie całując szyję bruneta.                                                        
 Aoi uniósł delikatnie jego twarz. Miał przed sobą parę pięknych, mlecznoczekoladowych oczu, patrzących na niego z ogromnym uczuciem. W takich chwilach rozumiał tych wszystkich ludzi, którzy zawsze powtarzali, że jeżeli się kogoś kocha, nie potrzeba słów, żeby wyrazić uczucia. Brzmiało prozaicznie? Być może tak było, dla każdego definicja uczucia była inna. A to, jakim Aoi obdarzył swojego najlepszego przyjaciela i kolegę po fachu obróciło cały jego świat do góry nogami. Zrozumienie i akceptacja przyszły z czasem.
 Złożył niepewny pocałunek na miękkich ustach blondyna, smakując słodkiego, cytrusowego smaku pozostałego po pitej przez niego wodzie z plastrami cytryny**, wdychając zapach jego wody kolońskiej zmieszanego z dodającym mu uroku aromatem tytoniu. Zaplótł dłoń w miękkie, złociste włosy i zmniejszył do minimum dzielącą ich odległość kilku centymetrów pustej przestrzeni.
Młodszy gitarzysta uśmiechnął się prowokująco.

***

 Yuu Shiroyama stał na balkonie swojego zlokalizowanego na dwunastym piętrze apartamentu. Był owinięty jedynie kocem, wbrew sięgającej ledwie dziesięciu stopni Celsjusza*** temperaturze i wiatrowi, zapowiadającemu nadchodzące jesienne przymrozki.
Nie było mu jednak zimno. Spoglądając na poruszającą się miarowymi wdechami i wydechami postać obiektu swoich uczuć, spoczywająca aktualnie na jego kremowej, skórzanej kanapie, uśmiechał się łagodnie. Wcale nie chciał być strażakiem, chociaż prawda była taka, że zrezygnowałby już dawno a jedyną rzeczą, jaka trzymała go w tym - dziwnym poniekąd - zespole był ten nierozgarnięty, roztrzepany dziwak o zgrabnych udach, z głową pełną nieszablonowych pomysłów. 
 Wykrzywił usta w najpiękniejszym uśmiechu, na jaki było go stać, wyrzucił niedopałek papierosa poza balustradę i wrócił do mieszkania z nagłą chęcią napisania jeszcze jednej piosenki. Z dedykacją.
 Ucałował śpiącego blondyna w czoło i udał się do swojej pracowni. 

                                                         

*za moich czasów każdy chłopiec chciał być strażakiem ;;
Pf, czuję się staro :|
**ja tak robię ;; cytryna + cukier od czasu do czasu, serio jest dobre XD
*** serio pytam - jakiej skali temperatury używa się w Japonii? O__o

___________________

 I komentujcie, błagam ;; Ta część z Was, która nie prowadzi żadnych blogów nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, jak takie rzeczy potrafią poprawić humor. Więcej komentarzy = więcej motywacji do dalszego pisania. Chociaż i tak jestem mile zaskoczona po komentarzach do drugiej części "Nienawidzę..." ;w;

I jeszcze jedno - postanowiłam nie odpowiadać już na komentarze w komentarzach... No... Nie ważne, wiecie, o co mi chodzi XD Będę to robiła na początku każdej kolejnej nowej notki - do tej pory to wprowadzało zbyt duży zamęt ;;


czwartek, 28 sierpnia 2014

Zabijecie mnie...

Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie...

Chociaż nie, mam.
Miałam ważny powód, żeby nie dodawać nic nowego, sprawy... ekhem... osobiste.
W każdym razie, mam zamiar zacząć znowu coś dodawać, na razie w przygotowaniu mam aż trzy opowiadania, ale nie wiem, które dodać jako następne, dlatego chcę, żebyście to Wy zadecydowali.
W tym celu stworzyłam ankietę (prawa strona, praktycznie na samej górze, nie umknie Wam ;)) (Można też proponować własne paringi, tutaj).
Proszę Was, żebyście pomogli mi zadecydować, macie na to dwa tygodnie. Po 13 września dodam nowego, pełnego posta.
Postaram się w przyszłym roku pisać więcej o ile pozwolą mi na to "warunki atmosferyczne" (wiecie, to brzydkie słowo na "M" ;;)
(...nie wiem, o czym pomyśleliście, ale jesteście świnie. Chodziło mi o maturę :|)

W każdym razie - trzymajcie za mnie kciuki, liczę na Waszą współpracę i jeszcze raz zachęcam do głosowania w ankiecie!


I jeszcze jedno pytanie - z kim się zobaczę 9 września we Wrocławiu na koncercie BORN x Lycaon? ;w;



Ps. Jeżeli są chętni (i na tyle odważni), można obserwować mnie na twitterze: *klik, twitter*



sobota, 12 lipca 2014

"Nienawidzę..." część 2/3, Koichi x Tsuzuku

...Nareszcie! :D Doczekaliście się, co? 8D
Jest w 100% Koichi x Tsuzuku... Albo na odwrót, nie ważne XD
Miało być tak pięknie, cudownie, miałam zaszaleć... ale nie wyszło ;; Przepraszam, nie ma w tym opku jednej rzeczy, którą sobie zaplanowałam, a to tylko dlatego, że po prostu nie potrafię pisac takich rzeczy ;u;
WYBACZCIE.

I oberwało mi się za to że nie troszczę się o tyłek Kojcza ;; NO CÓŻ... I tak wyjątkowo się denerwowałam jak to pisałam a przecież tam nic takiego nie ma ><
Tym razem z dedykacją. To za to wysłuchiwanie mojego jęczenia że nie mam weny i jako przeprosiny za Mię-rusałkę XD Ten rozdział był... krępujący. Nie wiem, czemu :|

I jeżeli chodzi o wygląd, bo to będzie potrzebne - Decadence :) Takich ich sobie wyobraźcie.
*klik**klik2*)

Paring: Koichi x Tsuzuku
Ostrzeżenia: pewnie standardowo wulgaryzmy (chyba bo już teraz nie jestem pewna XDD), cukier. Eeeee... Więcej przemyśleń i wewnętrznych monologów? ;u; BĘDZIE SZTAMPOWO. PRZEPRASZAM.
I uważajcie, tutaj zacznie się wyjaśniać (: Ostrzegam przed złośliwymi trollami :)))
Bez bety, bo beta na wakacjach. Także przepraszam za latające przecinki, jestem ich w pełni świadoma :|

Taki dramacik troszkie wyszedł. I fluff. W sumie bardziej fluff - taki typowy, cukierkowy, różowy i puchaty, szczególnie pod koniec... Przepraszam, wiem że zapowiadało się inaczej, mimo wszystko mam nadzieję, że to przeczytacie XD

Mam wrażenie że to będzie strasznie typowe, miałam problem z napisaniem tego, wiem że jest słabe, przepraszam. Mimo wszystko chcę, żebyście sami ocenili.

I chyba znowu podzielę to na części .-. W sensie, że to co dzisiaj dodam to nie będzie jeszcze koniec.


...Koichi to ciężki przypadek :')

____________

   Zakapturzona czarna postać siada mi na klatce piersiowej. Jej mroźny oddech owija mnie z każdej strony; widzę jak każdy przedmiot w moim pokoju pokrywa dość gruba warstwa szronu, tak samo, jak moje ciało. Nie czuję jednak zimna. Jedyne, co odczuwam, to strach, który przegania wszystkie inne doznania gdzieś daleko w tył głowy.
Postać powoli zdejmuje kaptur nachylając się nade mną. Jej twarz jest blada, o ile nie biała. Ogromne oczy nie mają tęczówek ani źrenic, przypominają przerażające czarno-czerwono-białe wnętrza kalejdoskopu. Miejsce, w którym powinien być nos jest puste - wygląda, jakby ktoś szarpnięciem zerwał skórę z twarzy. Przez dziurę widać kości nosowe i fragment podniebienia. Usta ciągnące się czerwoną nicią od prawego do lewego ucha są szeroko otwarte, ukazując trzy rzędy ostrych jak brzytwy, rekinich zębów. Boję się, ale nie mogę odwrócić wzroku. Moje własne ciało odmawia posłuszeństwa. Twarz nachyla się coraz bardziej w moją stronę. Nie mogę oddychać. Otwiera usta jeszcze szerzej... 
Słyszę jej krzyk, który mnie paraliżuje.

  Usiadłem na łóżku zalany potem, dłonie przyciskając do szyi, jakbym bronił się przed uduszeniem. Rozejrzałem się po pokoju i zamarłem. Potwór co prawda rozpłynął się razem z nocną marą ale był tam inny nieproszony gość.
 - Co ty tu robisz? - patrzyłem z niesmakiem na uradowanego Mię siedzącego mi na nogach. 
 - Przyszedłem cię obudzić - odpowiedział śpiewnie i pochylając się nade mną suszył zęby w idiotycznym  uśmiechu - Nie zamknąłeś drzwi na klucz...
 - Weź spadaj, zboczeńcu - zrzuciłem go z siebie i wstałem z łóżka, olewając przyjaciela kompletnie.
Usłyszałem jego perlisty śmiech za plecami. Odwróciłem się z powrotem w stronę łóżka i ujrzałem blondyna, leżącego na boku i patrzącego na mnie zalotnie. 
 - Mogłeś sobie wyobrazić, że jestem Tsuzuku. Tak, jak wczoraj - wymruczał - Swoją drogą... Powinieneś wiedzieć, że próbował się z tobą skontaktować, kiedy polazłeś z próby w siną dal.
 - A- Chyba mu nie powiedziałeś? - podejrzliwie otaksowałem go spojrzeniem. Wyglądałem na opanowanego, chociaż wewnątrz mnie zaciekle walczyły ze sobą sprzeczne emocje.
 - Nie, no co ty - pomachał dłonią przecząco - Ciota jesteś, ale co jak co, z tym powinieneś sobie poradzić sam.
 - Nie o to mi chodzi... - opuściłem głowę - Mam na myśli to, co stało się wczoraj... Między nami... - zacisnąłem powieki i usiadłem na łóżku - MiA, ja nie mogę mu powiedzieć. Powie że się puszczam, w życiu nie weźmie moich uczuć na poważnie.
Poczułem gorące łzy, uciążliwie  cisnące się do oczu. Oparłem się o ramię Mii i pozwoliłem słonym kroplom znaczyć ścieżki wzdłuż policzków. 
Blondyn położył dłoń na moim ramieniu i starał się uspokoić nieco moje ciało ciepłym dotykiem. Nie zwróciłem uwagi na to że drżę, dopóki nie usłyszałem jego słów:
 - Nie trzęś się tak, Koichi... Co ci się dzieje? (od autorki: A JAK MYŚLISZ, BLONDYNKO ><) - uniósł delikatnie moją twarz. Starałem się nie patrzeć mu w oczy - Obiecujesz mi, że z nim porozmawiasz? Nie kręć tak głową, uparciuchu.
Znów się zaśmiał, złożył delikatny, przyjacielki pocałunek na moim czole, po czym ponownie przytulił.
 Najchętniej zakopałbym się w łóżku i tam został. Kurna, głupi koncert. Głupie uczucia. Czemu akurat teraz... Znów będę dzisiaj rozproszony i znów mi się oberwie, o ile nie wylecę z zespołu.
 Odetchnąłem głęboko i wyprostowałem się. Rękawkiem piżamy otarłem łzy i uśmiechnąłem się blado do Mii:
 - Zbierajmy się, jest koncert do zagrania.

 Nie lubiłem nigdy tych przygotowań przed koncertami. Trzeba było wstać rano, wziąć prysznic, pojechać na salę, wszystko przygotować. I właśnie tu pojawiała się pierwsza trudność - konfrontacja z Tsuzuku. Wiadomo, nie mogłem tego tak ot uniknąć, co nie zmienia faktu, że bałem się jak cholera. Jadąc samochodem Mii do sali koncertowej siedziałem skulony na miejscu pasażera i odliczałem sekundy do momentu, w którym będę musiał spojrzeć brunetowi w oczy i powiedzieć mu.
No właśnie, co ja mu właściwie powiem? Nie wiem, jak ubierać takie rzeczy w ładne słowa, nie jestem nim...
Przemyślałem sprawę zostawienia karteczki, ale to byłoby szczeniackie. Czułem się przyduszany przez własne emocje. Zupełnie jak w tym śnie. Coś, z czym nie mogę walczyć chwyta mnie za gardło i doprowadza do paraliżu. W obliczu serca jestem bezsilny. Frustrujące, to ja powinienem mieć nad nim przewagę, nie ono nade mną. Nie chcę znów obudzić się zlany zimnym potem, z krzykiem na ustach i świadomością, że jestem skończonym tchórzem.
 Wysiadając z samochodu zatoczyłem się. Czułem, że stres bierze nade mną górę. Głupie.
Nie myśl o tym. 
Musze zająć swoją głową myślami o koncercie. Tak, to jest doskonały pomysł - rzucę się w wir pracy i zapomnę o Tsuzuku. Ale jak to zrobić, kiedy on będzie cały czas się koło mnie kręcił? Czemu zawsze wtedy, kiedy próbuję myśleć kończy się to w taki sposób? Chcę choć raz poczuć się inteligentny, zabłysnąć przed samym sobą umiejętnością logicznego myślenia a tylko wychodzę na większego kretyna.
Ze złością kopnąłem w oponę samochodu Mii. Gitarzysta spojrzał na mnie z dezaprobatą. Skuliłem się i przeprosiłem cieniutkim głosem.
 - Nie wyżywaj się na tym biednym samochodzie, jeszcze może mi się przydać - roześmiał się, obejmując mnie ramieniem i dziarskim krokiem ruszył do sali ciągnąc mnie za sobą.
 W tamtej chwili pomyślałem, że musimy stanowić bardzo kontrastową parkę; MiA - radosny, uśmiechnięty pełen optymizmu, idący pewnym krokiem i ja - różowa kupka nieszczęść. Szedłem jak na stracenie, powłócząc nogami. Brakowało mi tylko worów pod oczami. Pomimo dręczących mnie w nocy koszmarów byłem jednak wyspany. Pewnie dlatego, że poszedłem spać bardzo wcześnie. Poprzedniego dnia pod wieczór byłem bardzo apatyczny, na nic nie miałem ochoty, dlatego przed dziewiętnastą byłem już w łóżku. Absurdalne - będąc teorytycznie wyspanym, czułem się jakbym był co najmniej dwa razy przeżuty, strawiony i wypluty. Zmęczenie nie tyle fizyczne co mentalne.
Nie martw się, stylistka weźmie cię w obroty i znów będziesz piękny, pocieszałem się naiwnie w myślach.    

Ale ja nie chcę być piękny. Chcę Tsuzuku...
  O czym ja myślę? Miałem się skupić.


Wchodząc do garderoby zapobiegliwie zrzuciłem z ramienia dłoń Mii. Otworzyłem drzwi. Przywitał mnie w nich...
 -  Tsuzuku? - stanąłem zdumiony  na widok jego uśmiechniętej twarzy.
 - Cześć, landryneczko - zdjął mi z głowy czapkę z daszkiem i zmierzwił włosy. Zamrugałem parokrotnie w zdziwieniu - Ładnie to tak zrywać się z próby?
Stałem osłupiały w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Kosmici go porwali i zrobili mu pranie mózgu? Albo cieszył się na myśl, że po tej farsie zwanej koncertem będzie mógł wreszcie wywalić mnie z zespołu.
 Wyminął mnie pogwizdując wesoło. Czułem tylko jak serce dudni mi w piersi. Miałem wrażenie, że wszyscy to słyszeli. 

  Kolejne godziny minęły mi na rozkładaniu sprzętu i ciągłym myśleniu u wokaliście. Był wesoły. Zbyt wesoły. Gdy zestawiałem sobie w myślach jego zachowanie w tamtej chwili z dniem poprzednim miałem wrażenie, że mózg wyparuje mi uszami. Widziałem zresztą jak Meto na mnie wtedy patrzył - pewnie analizował możliwość wysłania mnie do wariatkowa. Ewentualnie wezwania egzorcysty. W mojej głowie tańczyły pomysły i dociekania na temat tak dobrego humoru Tsuzuku. Do wszystkiego podchodził z uśmiechem na twarzy; Ktoś coś upuścił - mówił że nic się nie stało ("naprawi się"), i klepał przyjaźnie po barkach. Nie tylko ja to zauważyłem. Członkowie ekipy wymieniali między sobą porozumiewawcze zdziwione spojrzenia. Ktoś nawet popukał się w czoło. Tylko MiA uśmiechał się tajemniczo, gdy przechodził obok mnie.
Muszę przyznać, że ta sytuacja w dziwny sposób poprawiła mi humor, a nawet pozwoliła się odprężyć. Mogłem w spokoju skupić się na pracy. Myśl o tym, co mam załatwić z brunetem po koncercie napawała mnie mniejszym strachem niż wcześniej. Jego uśmiech dodawał mi odwagi. Nawet nie zauważyłem kiedy sam mimowolnie zacząłem się uśmiechać. Zza ciemnej burzowej chmury wiszącej nade mną nieśmiało zaczęło wyglądać słońce. Nawet nie zauważyłem kiedy stylistka zwinęła mnie do garderoby by zrobić mi fryzurę i makijaż.
 - Co wy tacy radośni dzisiaj? - spytała w pewnym momencie stojąc nade mną z grzebieniem i lakierem do włosów w dłoni.
 - Hn? - podniosłem głowę go góry.
 - Nie ruszaj się, jak ci źle ułożę fanki mi oczy wydłubią. Ty i Tsuzuku. Wyglądacie, jakby niebo się przed wami otworzyło. On w szczególności, dawno nie widziałam go tak rozanielonego. Zeszliście się w końcu?
 - Co?! O czym ty mówisz? - obróciłem się gwałtownie twarzą w jej stronę. Olałem jej minę pod tytułem: "no-i-zepsułeś-bałwanie", patrząc na nią ze zdziwieniem - jak to "w końcu"?
Trzepnęła mnie w głowę i siłą odwróciła twarzą w stronę lustra.
 - Mówiłam - nie wierć się. Jak ja mam teraz naprawić ten sterczący kosmyk, co? Ten lakier mógłby utrzymać most, nie ruszę teraz tej antenki... - westchnęła zniecierpliwiona.
 -  Nie zmieniaj tematu, co? Antenkę obetnij i tak nikt nie zauważy.
 -  Poważny jesteś? Jeśli to obetnę to tak, jakbym poddała się na polu walki, stanęła naga przed wrogiem i powiedziała: "strzelajcie!" - widząc moje błagalne spojrzenie wystawiła w moją stronę język - Plotki chodzą. W sumie nie wiem, kto je rozpuścił, ale patrząc na to, jak wasza dwójka zachowuje się od pewnego czasu, wydają mi się prawdopodobne. No. Wydawały, bo po twojej reakcji wnioskuję, że o tym nie wiedziałeś.
 - Tak, fajnie jest się dowiadywać jako ostatni o tym, że się z kimś jest. Odłóż ten lakier na chwilę - popatrzyłem na nią ze strachem.
 - Gdzie ty się niby wybierasz, co? Czy to ci wygląda na skończoną pracę?!
 - Nie ważne, odłóż to narzędzie zbrodni, muszę zapalić.
 - Koichi! Nie waż się-
Machnąłem na nią ręką, wstałem z krzesła i wygrzebałem z kieszeni kurtki pudełko z którego wyciągnąłem nie jedną a dwie fajki i usiadłem z powrotem.
 - Czekaj, zapomniałem... - zerwałem się, ale kobieta silnym ruchem posadziła mnie z powrotem, jednocześnie podając mi zapalniczkę.
 -  Masz, już mi się stąd nie ruszaj, póki nie skończę. I nie pal tyle. Jak zdechniesz na raka płuc nie będę miała kogo czesać.
 - Ale ty mnie przedmiotowo traktujesz - udałem obrażonego i zaciągnąłem się dymem. Czułem, jak nikotyna rozluźnia każdy napięty mięsień mojego ciała - Mogę się założyć, że jakbym nagle kopnął w kalendarz to nawet byś nie zauważyła - kontynuowałem moją udawaną urażona minę, wypychając do przodu dolną wargę.
Makijażystka pochyliła się nade mną i złapała mnie za policzek.
 - Jesteś moja ulubioną landrynką.

"Landrynką"? Ktoś mnie tak już dzisiaj nazwał... 
Ah, no tak! Tsuzuku...


  Uśmiechnąłem się głupio do tego wspomnienia sprzed kilku godzin. Pozwoliłem sobie rozsiąść się wygodniej na krześle, paląc z lubością ulubione miętowe papierosy. Do szczęścia brakowało mi tylko jednej rzeczy...
 - Koichi nie śpij - poczułem szturchnięcie.
Otworzyłem oczy - nade mną stała uśmiechnięta makijażystka.
 - Przepraszam... Rozmarzyłem się - zrobiłem głupią minę.
 - Zauważyłam - zaśmiała się odkładając przybory na stolik - No, gotowe. Zmykaj się przebrać i na próbę. I powodzenia, wiesz o czym mówię...
Zaśmiałem się nerwowo.
Posłusznie zabrałem rzeczy i po jej wyjściu z garderoby zacząłem się przebierać. "Co mam zrobić?", myślałem. Dederwował mnie fakt, że wszyscy o tym wiedzieli, a przynajmniej sie domyślali. Co, jesli ta informacja dotarła już do Tsuzuku? Może on wcale się nie uśmiechał, tylko po prostu naśmiewał ze mnie. Oh tak, fajnie się bawić moim kosztem...
 Nie chciałem o tym myśleć, bałem się, że to zepsuje mój dobry humor. Odetchnąłem i sięgnąłem po spodnie, leżące na kanapie. Zakładając je wpadłem na genialny pomysł. Pasek zazwyczaj przykrywał kawałek tatuażu (od autorki: nie zawsze, bierzcie na to poprawkę, to takie moje luźne spostrzeżenie XD),  mimo wszystko i tak był wyjątkowo nisko a do tego dochodziły wcięcia po bokach. Wiedziałem, że mam dobrą figurę, ale zawsze nieco mnie to irytowało i co kilka minut nerwowo podciągałem je w górę. Dzisiaj jednak postanowiłem się zabawić. Celowo opuściłem je niżej niż zwykle odkrywając kawałek biodra i pokazując tatuaż w jego pełnej krasie, jednocześnie starając się znaleźć optymalną wysokość, żeby nie spadły. W myślach przeklinałem mój głupi pomysł.
 Podczas gdy siłowałem się ze spodniami do garderoby wszedł ucieszony MiA:
 - Uważaj, żeby ci nie spadły w czasie koncertu, to byłoby zabawne -  powiedział, dotykając mnie palcem wskazującym w biodro. Syknąłem na niego, wyginając się w przeciwną stronę - Wiem, że nie nosisz bielizny... - zmrużył drapieżnie powieki.
 - Jesteś ohydny... - wywróciłem z dezaprobatą oczami.
Założyłem t-shirt, który po próbie miałem zmienić na koszulkę odkrywająca brzuch i wyminąłem gitarzystę bez słowa. MiA jednak w ostatniej chwili złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i szepnął do ucha:
 - Jeśli ty mu dzisiaj tego nie powiesz, ja to zrobię. Mam dość waszych humorów, Koichi.
Po czym puścił mnie i wyszedł, pozostawiając zdezorientowanego, na łasce (lub niełasce) wyobraźni.
Za dużo myślę, stanowczo za dużo myślę... 
  "Mam dość waszych humorów..." - słowa blondyna błądziły po mojej głowie odbijając się echem od czaszki. Czułem, jakby wszystkie myśli nagle wyparowały, zostawiając miejsce tylko dla tej jednej. 
 Nie myśl tyle.
Z westchnięciem pokręciłem głową. Zapaliłem prawdopodobnie ostatni raz przed koncertem i wyszedłem na próbę dźwięku. 


~*~


 Stojąc przed lustrem po raz ostatni poprawiałem spodnie, które wyjątkowo zamiast spadać - podwijały mi się do góry. Złośliwość rzeczy martwych. Wyplułem z siebie nie nadające się do zacytowania słowo, siadając na kanapie i wsłuchując się w krzyki zebranych już na sali fanów. Zamknąłem oczy i rozsiadłem się wygodniej, biorąc głęboki wdech. Po chwili poczułem, jak kanapa obok mnie delikatnie się zapada, następnie dotyk dłoni na ramieniu.
 - Stresujesz się? - niski, lekko zachrypnięty głos szepnął mi do ucha, przynosząc mojej próbie wyciszenia się zupełnie odmienny skutek.
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na właściciela owego głosu, patrzącego na mnie intensywnie zza bladoróżowych soczewek. Uśmiechał się.
Odwróciłem wzrok i podniosłem się do siadu prostego a następnie wstałem z kanapy.
W ostatniej chwili złapał mnie za rękę i zatrzymał:
 - Jesteś zły? Nie odpowiedziałeś na pytanie...
 - Co to za nagła zmiana nastroju? - spytałem chłodno olewając to, co do mnie powiedział. Uśmiechałem się jednak pod nosem; Stałem do niego tyłem, więc nie widział mojej twarzy.
 - Koichi - wstał z kanapy, jego ciepły oddech owionął moją szyję. Zamknąłem oczy, starając się jednocześnie od niego uciec - Przykro mi, jeżeli moje zachowanie w jakikolwiek sposób cię uraziło...
Był coraz bliżej.
Jego dłoń spoczęła na mojej, patrzył mi prosto w oczy; W jego spojrzeniu malowało się coś na kształt błagania. Starałem się odwrócić wzrok.
 Nienawidzę Cię - pomyślałem, zaciskając powieki - Nienawidzę tego, w jaki sposób na mnie działasz. Nienawidzę Twoich pięknych czekoladowych tęczówek, które nie tracą swojej magii nawet pod ukryciem kolorowych soczewek i makijażu. Nienawidzę Twoich pełnych, magnetyzujących ust. Nienawidzę Cię, nienawidzę... 
 Dlaczego jestem tak beznadziejnym romantykiem...?
  - Koichi! Na scenę, w podskokach! Ile razy można powtarzać? - nasz manager wydarł się na mnie. Zamrugałem kilkakrotnie oczami i ze zdziwieniem spojrzałem na stojącego wciąż przede mną Tsuzuku. Wyrwałem się z jego uścisku i popędziłem na scenę.

 Moment, w którym wchodziłem na podest sceniczny był niesamowity. Jak zwykle zresztą. Na chwilę zapomniałem o wokaliście i dziwnym zajściu w garderobie. Była to ta chwila, w której adrenalina uderza do głowy, wskakując na niewyobrażalnie wysoki poziom - czuję wtedy przyjemne ukłucie w podbrzuszu, gdy padają na mnie światła. I to uczucie, gdy widzi się tych wszystkich ludzi, którzy przyszli do klubu dla nas - czwórki zwykłych ludzi robiących to, co lubią najbardziej.
Czułem się oderwany od rzeczywistości. Przez chwilę jedynym co słyszałem było bicie mojego serca, jakby nierytmiczne, miało swoje własne, dziwne tempo. Ten dziwny, głuchy dźwięk aż rozsadzał moją głowę od środka.
 W chwili, w której dosięgnęły mnie światła kolorowych reflektorów, ze zdwojoną siłą dotarła do mnie reszta bodźców - fani krzyczący moje imię, sala wypełniona po brzegi, zbierający się w powietrzu zaduch i zapach potu. Czuć było atmosferę rozpoczynającego się koncertu.
Kilkanaście sekund później krzyki nabrały mocy. Chociaż domyślałem się, jaki był powód tej wzmożonej radości, mimowolnie spojrzałem w prawo. Tak, jak się spodziewałem - na scenę wchodził właśnie uśmiechnięty szeroko Tsuzuku, gestem dłoni pozdrawiając fanów. Mijając mnie, drugą ręką ledwo zauważalnie musnął moje (notabene celowo) odkryte biodro. Zadrżałem. 
Nie potrafiłem zrozumieć jego zachowania.
Tak samo jak pewnego rodzaju zagadką pozostawało dla mnie zachowanie widowni.
   Kochają go... 
Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem pobłażliwie na fanów.
  Naiwni głupcy... 
Nie mają nawet prawa wiedzieć, czym jest miłość do Tsuzuku.
W tamtej chwili poczułem nad nimi pewną wyższość, czy nawet pogardę.
 Uśmiechnąłem się i pozwoliłem sobie tymczasowo się odprężyć. Do końca intro zostało tylko kilka sekund.
Odliczałem czas.
 I wtedy wszystko się zaczęło.
Z początkiem pierwszej piosenki poczułem się kompletnie odcięty od rzeczywistości. Skupiałem się jedynie na tym, żeby grać równo i starać się nie zwracać uwagi na ruchy Tsuzuku, który kilka metrów ode mnie wił się, niczym w agonii.
Jakim cudem on się tak wygina? Z plasteliny jest, czy co? Chyba nie ma kości. Ciekawe, czy...
 - Ej Koichi - nagle tuż koło mojego boku, zasłaniając mi widok na wokalistę, zmaterializował się MiA - Zawiesiłeś się.
 - Co? - odwróciłem się w jego stronę i z opóźnieniem zdałem sobie sprawę z tego, że chyba powinienem się ruszać - Przepraszam...
Chcąc w głupi sposób odwrócić uwagę fanów od mojej chwilowej blokady (i swoją od Tsuzuku), zacząłem skakać po scenie jak opętany. Dobiegłem do Meto, który podążył za mną wzrokiem politowania, później na stanowisko Mii i z powrotem na swoje miejsce, cały czas udając, że materialny Tsuzuku nie istnieje.
Unikanie go szło mi całkiem dobrze - musiałem po prostu cały czas mieć wzrok skupiony na widowni, względnie na Mii lub Meto. Wiele ułatwiał fakt, że scena była dość sporych rozmiarów, z powodzeniem więc mogłem zachowywać się tak, jakby go tam nie było, zbliżać się do niego tylko wtedy, kiedy było to naprawdę konieczne (czyli prawie wcale) i w miarę możliwości unikać patrzenia na niego, co było już nieco trudniejsze. Czułem się trochę tak, jakbym wyszedł z sali kinowej w najlepszym momencie filmu.

  Koncert dobiegał końca. Zostały jeszcze tylko dwie piosenki. Przedostatnią dotrwałem do końca i ze szczęścia trochę mnie poniosło, bo w akcie zwycięstwa zacząłem skakać energicznie po scenie - najpierw do zaskoczonego moją nagłą zmianą humoru Mii, aż wreszcie dotarłem do skrzynki Tsuzuku na środku sceny. Oparłem się na niej, dumnie wypinając pierś w stronę ucieszonej widowni.
 Niespodziewanie straciłem równowagę i zanim upadłem poczułem, jak czyjaś ręka oplata mnie w pasie. Jedna stopa zsunęła się ze skrzynki, drugą wciąż się opierałem. Bas obrócił się, ciągnąc mnie w dół. Spojrzałem jeszcze na twarz trzymającej mnie postaci, zamrugałem parokrotnie i zanim zdążyłbym pomyśleć "fanserwis", poczułem dotyk miękkich ust na swoich. Szarpnąłem się, ale wokalista ani myślał mnie wypuszczać. Spróbowałem jeszcze raz, ale Tsuzuku tylko się uśmiechnął, nawet nie dając mi nadziei wyswobodzenia się z jego uścisku. Chciałem go odepchnąć, wykrzyczeć mu prosto w twarz jak bardzo go nienawidzę i uciec, zaszyć się gdzieś, gdzie mnie nie znajdzie. Poczułem jak ze wstydu zaczynają piec mnie policzki a spod zamkniętych powiek spływają łzy. Poddałem się i jedynie czekałem aż przestanie.
 Co się dzieje...? 
Nadal nie przestawał.
 CO SIĘ DZIEJE? Za długo...
DOŚĆ, pomyślałem i ugryzłem jego język, który próbował rozchylić moje wargi.
Poczułem jak wstrząsa nim delikatny dreszcz.  Puścił mnie, oblizując stróżkę krwi, która pociekła z jego przygryzionego moimi "wampirzymi" zębami języka. Patrzyłem na niego z przestrachem, zastanawiąjąc się, dlaczego to zrobił.
Uciekłem wzrokiem w stronę Mii, który podpierał się pod boki z triumfalnym uśmiechem wysmarowanym na perfekcyjnie symetrycznej twarzy. Tsuzuku spojrzał na mnie i chyba zauważył moją spłoszoną minę i łzy spływające powoli po policzkach, bo nagle posmutniał.
Nie wiedząc kiedy, przełożyłem przez ramię pas i wręczyłam brunetowi intrument, cofając się powoli. Zwróciłem się jeszcze przepraszająco w stronę równie rozkojarzonej co ja publiczności i pobiegłem do toalety.
Znowu.
Wiedziałem że będzie zły. Że wszyscy będa źli - Tsuzuku, manager, fani.
Tsuzuku...
Znowu zawaliłem.
 Wbiegłem to toalety i tym razem pamiętając o zatrzaśnięciu drzwi usiadłem na zimnej posadzce. Podciągnąłem kolana pod brodę, chowając twarz w fałdach lśniącego, czarnego materiału spodni. Zdjąłem z oka przepaskę, którą zacząłem nerwowo tarmosić w dłoniach, jednocześnie starając się zniwelować drżenie, które powodowane było zarówno targającymi mną emocjami jak i zimnem docierającym do mnie przez odkryte nerki i bose stopy.
 Przypomniałem sobie ich zadowolone miny sprzed chwili i to, co się działo wczoraj. Czyżbym padł ofiarą ich kolejnego idiotycznego zakładu...? "Jak zdobyć Koichiego w ciągu 48 godzin"? Prychnąłem.
Poczułem się wykorzystany, nawet jeśli pewnie nie do końca tak to sobie zaplanowali. Pewnie gdybym pozwolił Tsuzuku pogłębić pocałunek a później nie uciekł ze sceny byliby szczęśliwi. A tak, nie dałem im powodu do satysfakcji.
Oparłem brodę na kolanach, wpatrując się w podrapane i zapisane przypadkowymi przekleństwami drzwi kabiny.
Ale mimo wszystko..., przejechałem kciukiem po ustach, rozcierając pozostałość krwistoczerwonej szminki wokalisty na dolnej wardze i palcu, czy nie to chciałem cały czas osiągnąć?
Z jednej strony poniekąd nie żałowałem, że tak się stało. W głupi sposób również i ja osiągnąłem swój cel.
Tylko że byłem zły. Nawet już nie o to co zrobił, ale w jaki sposób. Wykorzystał mnie. Tak, nie da się tego nazwać inaczej. Wykorzystał i oszukał.
A ja, głupi, zamiast czuć wszechogarniającą frustrację, złość i nienawidzić go coraz bardziej, z każdą minutą czuję coś zupełnie odwrotnego, jakby ktoś wbrew mojej woli powykręcał mi wnętrzności na drugą stronę i radością stwierdził "żyj sobie, tak będzie dla Ciebie najlepiej". A ja nie chcę! Czemu nie mogę tylko siłą woli poukładać ich z powrotem i przestać kochać Tsuzuku? Chcę znów czuć nieuzasadnioną nienawiść. Mam dość tego, jak wokalista nieświadomie dusi mnie swoim uśmiechem, owija się wokół mojej szyi, sprawiając że całe moje ciało zastyga w bezruchu a ja pozostaję wobec niego bezsilny.
 Przemyślałem sobie jeszcze raz wszystko od początku. Skąd właściwie wzięła się ta nienawiść? Nie miałem żadnego punktu zaczepienia na podstawie którego mógłbym określić jej korzenie. Może była tylko przykrywką dla frustracji? Czymś, co o wiele łatwiej nazwać. Nie mogłem mieć Tsuzuku, byłem zły z tego powodu, więc najłatwiej było mi powiedzieć, że go nienawidzę. Wyrzucić z siebie jedno słowo było o wiele łatwiej, niż nazwać całą gamę uczuć, których doznawałem w jego obecności i kiedy nie było go blisko. A jednak było mi wstyd. To jedno słowo było jak podwiędły, samotny, zwyczajny polny kwiatek, którego ktoś postawił obok bukietu kolorowych różnorodnych kwiatów, których nie potrafiłem nazwać, tak samo jak tych wszystkich uczuć, które chciałbym przekazać.
Trochę tak, jakby porównać mnie do Mii...
  - Koichi, jesteś tu? - usłyszałem skrzypienie otwieranie drzwi.
Zamarłem. Nie odezwałem się. Liczyłem na to, że uzna że poszedłem się gdzieś przewietrzyć i da sobie spokój z szukaniem mnie. Potem wezmę taksówkę do hotelu - tak, dobry plan, Koichi. Gdzie mój medal, co?
Haloo, no gdzie ten me-
- Ej wyłaź no.
Trzepnąłem się dłonią w twarz. Czemu on się nigdy nie poddaje?    
W wąskiej szparce pod drzwiami zauważyłem cień podeszwy jego creepersów. Stał tam chwilę, pewnie mając nadzieję że jak ostatni kretyn pomyślę że sobie poszedł i wyjdę z kryjówki, ale po kilku sekundach chyba się zniecierpliwił, bo zaczął szarpać za klamkę.
 - Wiem, że tam siedzisz. Wyłaź, albo wyważę drzwi. Wtedy wina spadnie na ciebie!
Miłość tragiczna, prychnąłem. Ani myślałem ruszać się z miejsca.
Widać usłyszał to pruchnięcie, bo przestał na chwilę się miotać, po czym odezwał się zwycięsko:
 - Wiedziałem, że tam jesteś.
 - Kretyn z ciebie, nie ma mnie tu. Ufo mnie porwało, idź sobie.
 - Nie zgrywaj księżniczki, Ko-chan (od autorki: uwielbiam jak tak do niego mówi, niczego nie żałuję XD), mam ci do przekazania coś ważnego i nie cierpiącego zwłoki, wyjdziesz czy nie?
O, bierzesz mnie na litość? Myślisz że dając mi złudzenie wolnej woli coś zdziałasz? Matoł.
 - Nie - naburmuszyłem się.
 - Jak chcesz. Żebyś potem nie żałował.
I wzajemnie, pomyślałem, już tym razem z gorącą nadzieją, że nareszcie skapitulował.
Ale oczywiście musiało być inaczej i do tej jego pustej głowy z siłą supernowej wleciał kolejny wybitnie inteligentny pomysł, o czym przekonałem się niecałe dwie sekundy później, kiedy zza ścianki przedzielającej kabiny wyłonił się jego czarny, kudłaty łeb, następnie ręka, druga i obie nogi.
 - Co ty robisz, idioto? - krzyknąłem wyraźnie wystraszony, gdy zadyndał stopami tuż koło mojej twarzy - chcesz nas obu zabić?
 - Wiesz... Mam co do ciebie nieco inne plany - Wysapał i znalazłszy oparcie na toalecie, zeskoczył lekko, lądując w kucki tuż przede mną.
Cudownie, teraz wywali mnie z zespołu i będzie patrzył jak się męczę błądząc po świecie, szukając zajęcia.
Odwróciłem twarz, gdy próbował spojrzeć mi w oczy.
 - Płakałeś - delikatnie ujął moją twarz w dłonie a ton jego głosu nagle nabrał delikatności.
 - Nieprawda - nadąłem policzki, starając się na niego nie patrzyć.
 - Widzę przecież, nie rób ze mnie idioty.
 - Nie muszę, sam radzisz sobie z tym zadaniem idealnie. Poza tym to moja kwestia.
 - O czym ty mówisz...? - otworzył szeroko oczy.
 - "Nie rób ze mnie idioty" - zacytowałem go, łapiąc jednocześnie jego dłoń i odtrącając ją od mojej twarzy. Podniosłem się z podłogi i przez chwilę patrzyłem z wyższością na zdziwionego wokalistę.
 - Koichi...? Ale ja nie wiem o co chodzi... - wstał, zagradzając mi drogę.
 - O zabawę moim kosztem - wyminąłem go i szybko otworzyłem drzwi do toalety.
 - Twoim kosztem? - znalazł się tuż obok mnie i napierając na mnie całym swoim ciałem przygwoździł mnie do ściany. No nie, znowu...? Na moje policzki znów wystąpiły zdradzieckie rumieńce, modliłem się w duchu, żeby gruba warstwa podkładu nie starła się do końca - To mnie MiA wykorzystał w tych waszych kretyńskich podchodach.
 - Jakich pod- Zaraz... - obdarzyłem go sceptycznym spojrzeniem - To to nie był zakład...?
 - Zakład? Namówiłeś Mię do tej akcji z fanserwisem - zamilkł na chwilę, po czym poluzował uścisk i zaczął gorączkowo myśleć. Coś nowego - Ty... wcale tego nie zrobiłeś, prawda?
 - Oczywiście że nie! Chyba gdybym to wymyślił nie opuściłbym sceny przed skończeniem koncertu! Za kogo ty mnie masz, co?
Rany, co jest nie tak z jego myśleniem dedukcyjnym?
 - Jeszcze się nie domyśliłeś? - jego twarz, na którą wpełzł złowieszczy uśmieszek, niespodziewanie znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Wstrzymałem oddech.
Patrzyła na mnie para pięknych, czekoladowych oczu. Jeszcze przez chwilę wyrywałem mu się, ale potem zdałem sobie sprawę, że przez mój upór tylko sobie szkodzę. Pomimo tego, że serce waliło mi w piersi jak szalone, spróbowałem rozluźnić się, wyrównując oddech. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, by pozostałe zmysły przejęły nade mną kontrolę - dotyk, słuch i węch. Wdychałem jego delikatny i jednocześnie wyrazisty zapach., pełen sprzeczności, tak samo, jak on sam. Nieśmiało dotknął mojego podbródka. Drgnąłem, jednak nie odepchnąłem go. Znajdował się coraz bliżej, czułem jego oddech owiewający moją twarz. Dziwiłem się, że serce nie wyskoczyło mi jeszcze z piersi, denerwowałem się, miałem wrażenie, że każda sekunda trwała wieczność.
Jego dłoń utonęła w moich włosach, rozpuszczając upięty misternie kucyk. Przejechał dłonią po moim odkrytym biodrze przyciągając mnie do siebie i powoli, jakby bojąc się że mnie wystraszy, zetknął nasze usta.
 Zachowywał się zupełnie inaczej, niż chwilę temu, na scenie, miałem wrażenie, że tamto w ogóle nie miało miejsca. Jego delikatność wręcz zbiła mnie z tropu; Przeczył mojemu całemu wyobrażeniu tego, jaki jest - brutalny, wręcz sadystyczny, agresywny, dominujący, zawsze siłą biorący od życia to, co mu się należało...? Skąd. Czekał na moje przyzwolenie odnoście podjęcia kolejnego kroku, nie pośpieszał mnie.
 Leniwie oddałem pocałunek, zarzucając mu ręce na ramiona i przysunąłem możliwie jak najbliżej, rozchylając delikatnie wargi. Wykorzystał to natychmiast, łapiąc mój język między połówki swojego. Zaśmiał się, gdy z moich płuc uciekło niekontrolowane westchnięcie. Zabrałem jedną dłoń z jego pleców i zsunąłem na wysokość jego bioder, podwijając następnie czarny t-shirt z logiem naszego zespołu do góry. Zamruczał prowokująco.
 W tamtej chwili mogło się stać dosłownie wszystko.
I pewnie byłoby tak, gdyby nie fakt, że nagle usłyszeliśmy kroki na korytarzu a tuż potem drzwi otworzyły się.
Brunet odskoczył ode mnie jak poparzony a ja, nie myśląc za bardzo co robię, odwróciłem się w stronę lustra, udając, że poprawiam makijaż, który i tak był kompletnie rozmazany. Ależ jestem inteligentny.
 - Wszystko widziałem~
W drzwiach stał ucieszony MiA, opierając się jednym bokiem o rozsypującą się framugę. W jego oczach tańczyły jakieś dziwne ogniki, było w nich coś na kształt dumy. Zamrugałem kilkakrotnie na jego widok. Podszedł kilka kroków w nasza stronę.
 - Pukać cię nie nauczyli? - warknął Tsuzuku - Wynoś się stąd.
 - A ciebie nie nauczyli, że jak obściskujesz się w takim miejscu musisz być przygotowany na niespodziewane wizyty? - podparł się jedną dłonią o biodro, drugą uniósł w geście niewinności - nie mam pojęcia o czym mówisz.
 - Już ty dobrze wiesz, diable wcielony. Później się z tobą rozmówię - stał jeszcze chwilę w miejscu patrząc na gitarzystę, który wyraźnie nie miał zamiaru zostawiać nas znowu samych, po czym westchnął i podszedł do niego z groźną miną.
Gdy już myślałem, że dojdzie do rękoczynów a ja - niezwykle krucha i delikatna osoba* - będę musiał ich rozdzielać, stało się coś dziwnego - wokalista uścisnął blondyna przyjacielsko, szepnął mu coś na ucho a następnie złapał mnie za rękę i marudząc coś o moich bosych stopach wyprowadził z łazienki.
Cały ten czas czułem na sobie triumfalne spojrzenie naszej zespołowej blondyneczki.

TO BE CONTINUED, HEHE~
________________
* to był sarkazm, jeśli ktoś nie wyczuł ;A;


Dzisiejsze zadanie dla was: odgadnijcie fetysz cioci Keró ;;
Podpowiedź: jest to coś, co pojawiło się już chyba w każdym opowiadaniu, czuję się jak Murakami *ok*

Zachęcam do komentowania ;3; Jeśli zauważyliście jakieś błędy, dajcie mi natychmiast znać, ze zmęczenia mogłam coś pominąć (:


wtorek, 27 maja 2014

Ważne~

 Przepraszam was za tak długą nieobecność. Wiecie, szkoła :|
Dlatego postanawiam zawiesić bloga, przynajmniej do końca roku szkolnego, po prostu nie mam czasu nic pisać, wybaczcie...
 Zanim jednak to nastąpi dodam drugą część "Nienawidzę...", muszę się tylko zebrać w sobie i to dokończyć.
Mam też pomysły na kolejne opowiadania, mam nadzieję, że do tego czasu wytrzymacie...
Dziękuję wam za wytrwałość i przepraszam <3

Przy okazji - najlepsze życzenia urodzinowe dla Reity! \(*w*/)





EDIT: No i mam chwilowy zastój wenowy przez ten nieszczęsny wypadek Meto... Chociaż już i tak aż tak bardzo się nie martwię to mimo wszystko zbyt dużo feelsów mnie to kosztuje ><



niedziela, 27 kwietnia 2014

"Nienawidzę..." 1/3, Mejibray

Jezu... Chyba nigdy wcześniej nie utożsamiałam się aż tak bardzo z moim bohaterem.
Wiecie co? Tak właśnie niedawno zauważyłam, że przynajmniej jeden bohater w każdym moim opowiadaniu ma przynajmniej jedną cechę pozwalającą mi się z nim utożsamić. najlepsze jest to, że tworząc ich robię to nieświadomie.
Właściwie Koichi jest tutaj... Taką małą, różowowłosą, męską(? XD) kopią mnie. WIĘC PRZY OKAZJI MOŻECIE MNIE POZNAĆ, WSPÓŁCZUJĘ XDDDDDD

Jak już słusznie zauważyliście, dzisiaj Mejibray *-* Bo w polskich internetach mamy deficyt opowiadań o tym zespole a szkoda.

Paring: Koichi x Tsuzuku (bo jest, jakby na to nie patrzeć idealny <3), chociaż jeszcze nie w tej części, ale jest to paring przewodni. I coś jeszcze, ale nie zdradze bo spoiler :)))) Przekonacie się czytając ;)
Ostrzeżenia: zryty mózg autorki, przemyślenia Kojczana, wulgaryzmy.
I tak myślę, że to opko lepiej oznaczyć jako +18. Żeby nie było, chociaż wiem, że wszyscy macie to głęboko :)))) A dlaczego tak? Zobaczycie, mam nadzieję, że wam się spodoba~
(NIE WIEM JAK WY, ALE JA MAM SKOŃCZONE 18 LAT, WIĘC UMYWAM RĘCE XDDDD),
To jest... Jakaś dziwna parodia, mój wen wrócił z Nienacka w wyśmienitym humorze i wymyślił... to. Przepraszam was za niego, nawet nie chcę wnikać, co on tam robił przez tyle czasu, ale słoneczko mu chyba przygrzało zbyt mocno.
Beta: Agnieszka.

Dziękuję za pomoc <3 <3 <3


Za bardzo się rozpisuję w tych wstępach >__<
I tak nikt tego nie czyta, desu-ne~?

+ polecam czytać to opowiadanie przy TEJ piosence :))

I zrobię coś, czego nie robiłam nigdy wcześniej, czyli "pomogę" wam w pewien sposób zrozumieć to co napisałam, zobaczycie w miarę czytania co mam na myśli ;)

_________________________


[Koichi]


 Znowu mnie unikasz.

Pajac z ciebie...

  Jeżeli mnie nie lubisz, lub moja obecność tak bardzo ci przeszkadza to powiedz mi to prosto w oczy i nie rób głupich podchodów. Jesteś dorosły, nie zachowuj się jak dziecko.



  Dzisiaj w nocy znów nie mogłem zasnąć...



~*~



 Pełen energii żywego trupa wszedłem do naszej sali prób. Była niewielka, ciasna wręcz, ale przytulna. Ścianę naprzeciwko perkusji zdobiło ogromne lustro, przy którym często robiłem sobie zdjęcia (don-don-don~, dop.aut. ). Tsuzuku zawsze wtedy śmiał się ze mnie a reszta zespołu nazywała księżniczką. Za każdym razem, kiedy wchodziłem do tej sali byłem uśmiechnięty, radość gdyby mogła, zapewne rozsadziłaby mnie od środka.

Jednak nie tym razem.
 Wszedłem do pomieszczenia spowity ciemną chmurą, będącą mieszaniną niewyspania i złego humoru, który po części wynikał z pierwszego czynnika. Meto i MiA dowcipkujący na kanapie zamilkli na mój widok. Nasza własna zespołowa Lalka Barbie spojrzała na mnie z przestrachem. Jak zwykle pocieszający...

 - Koichi, źle wyglądasz - Dzięki za informację, nie wpadłbym na to - Spałeś w ogóle?

Prychnąłem na niego i odwróciłem się do nich plecami w celu odłożenia basu na stojak. W lustrze widziałem, jak wzrokiem porozumiewa się z perkusistą, który z  rezygnacją wzruszył ramionami. Następnie MiA nachylił się nad niebieskowłosym i szepnął mu coś do ucha. Miałem tego nie usłyszeć, jednak wychwyciłem słowo klucz.

 - A niby co ma z tym wspólnego Tsuzuku?! - wybuchnąłem - Pełnia jest ślepy debilu, PEŁNIA. Doskonale wiesz, że nie mogę wtedy spać.

 Ze zdziwieniem zauważyłem, że kłamstwo wychodziło mi dość dobrze.

Odwróciłem się na pięcie z zamiarem wyjścia na zewnątrz i zapalenia, ale mój nieprzeciętnie inteligentny plan legł w gruzach z chwilą, w której zderzyłem się z czymś twardym i z hukiem wylądowałem na podłodze.
Zapewne mój epicki upadek był widowiskowy nie tylko z mojego punktu widzenia, ponieważ za plecami usłyszałem, jak połowa naszego zespołu niemal dusi się od tłumienia nieudolnie śmiechu.
 - Koichi co ty odpierdalasz od samego rana? - wielka czarna postać patrzyła na mnie złowrogo.
 - T... Tsuzuku... - zająknąłem się, po czym szybko ogarnąłem, że siedzę okrakiem na ziemi, z twarzą na wysokości paska od jego spodni.
Poczułem, że pieką mnie policzki. Szybko wstałem i starając się zachować poważny wyraz twarzy otrzepałem tyłek spoglądając na niego z wyższością.
 - A ty co, nie widziałeś, że idę?
Zadarłem głowę do góry i nie patrząc na nich, z miną obrażonej arystokratki wyszedłem pewnym krokiem z pomieszczenia. Mijając go widziałem, jak wzdycha zrezygnowany.
 Usiadłem na jednym ze stopni schodów prowadzących do budynku naszej wytwórni.
Litości, zachowuję się jak baba...,” pomyślałem, chowając twarz w dłoniach.
 Po kilku minutach spojrzałem w delikatnie zachmurzone niebo i westchnąłem. Włożyłem rękę do kieszeni, potem drugiej w poszukiwaniu moich fajek.
Figa z makiem.
 Kieszenie były puste. Nie tylko fajki, ale i telefon zostały w kurtce, w budynku. Mógłbym zadzwonić po Meto, ale jestem skończoną sierotą, której nikt nigdy nie zapoznał z instrukcją obsługi mózgu.
Zarzuciłem piękną, poetycką wiązanką, rozsiadając się wygodniej na nieco zimnych schodach. Portfela też nie wziąłem...
 Czując, dotyk zimnego kamienia na tyłku po kilku minutach postanowiłem w końcu wspaniałomyślnie wrócić do sali. Jednak zanim zdążyłem porządnie wstać i nacisnąć klamkę, drzwi otworzyły się miażdżąc mój piękny nos.
  - Kurwa... - warknąłem, sam nie wiedząc jeszcze, do kogo.
 - Wy... wybacz mi, Ko-chan... - mogłem się spodziewać, że to Ślicznotka będzie próbowała mnie sabotować. Właśnie twarz Mii pojawiła się w szparce między drzwiami a framugą. Wyglądał na wystraszonego. O dziwo.
 - Czego chcesz? - burknąłem na niego, powstrzymując się od wytoczenia cięższego kalibru w postaci pięści. Dłońmi rozmasowywałem bolący nos.
 - Koichi... - w prezencie dostałem od niego spojrzenie pełne politowania. Jak milutko - Czym ty się tak przejmujesz, hm?
Zmiażdżyłeś mi nos, ośle.
Nie odezwałem się jednak, wzruszyłem tylko ramionami. Blondyn szukał czegoś gorączkowo w kieszeniach. Szczerze mówiąc bałem się, co z nich wyciągnie, on tylko wygląda niewinnie a tak naprawdę to diabeł wcielony i wredny intrygant. Złożyłem ręce na piersi i ze sceptycznym wyrazem twarzy czekałem na rozwój wydarzeń. MiA po chwili znalazł to, czego szukał i zadowolony z siebie podał mi białe pudełeczko.
 - Przecież ty nie palisz - zmierzyłem go, mrużąc z krytycyzmem jedną brew.
 - To od Tsuzuku. Powiedział że mam ci je przynieść, bo z głodu nikotynowego możesz jeszcze kogoś zabić. A tak swoją drogą te wagony fajek na twoim biurku...
Nie dałem mu dokończyć, odtrącając jego dłoń i mijając go bez słowa. W pewnym sensie to, co powiedział mnie zabolało.



  - Co ty sobie wyobrażasz?! - Tsuzuku syknął na powitanie, gdy tylko wszedłem do sali prób - Jutro koncert a ty fochy stroisz. Nie po to-

 - Daj mi spokój. Zaczynajmy tą próbę, jestem zmęczony.

 - Jesteś nieodpowiedzialny - odparował chwytając za mikrofon, którym wymierzył w moją stronę.

 Te kilka godzin spędzonych na próbie niezmiernie się przeciągało. Dlaczego przed koncertami zawsze musieliśmy tam tak długo siedzieć? Spojrzałem na zegarek. Jeszcze tylko dwie godziny. Chyba prędzej tu umrę, niż doczekam do końca... Miałem dość, frustracja sięgała poziomu, w którym ostrzegawczo zaczęła świecić się czerwona kontrolka sygnalizująca nadchodzący wybuch. Czułem się jak bomba zegarowa na nogach. Powinienem wystrzelić się w kosmos, tak dla bezpieczeństwa otoczenia.

 - Kurwa Koichi, skup się - Tsuzuku upomniał mnie któryś z kolei raz tego dnia. Jego wzrok zmroził mi krew w żyłach. Przeszywający chłód owionął mnie z każdej strony. Zadrżałem.
Desperacko rozejrzałem się w poszukiwaniu wsparcia. Meto, wieczny przydupas Tsuzuku, wzruszył tylko ramionami dając mi do zrozumienia, że zgadza się z liderem. Za to MiA patrzył na mnie z pewnego rodzaju boleścią.
Policzyłem szybko do dziesięciu.
 Widziałem, że Tsuzuku traci cierpliwość. Purpura spowijająca jego twarz z godziny na godzinę była coraz bardziej intensywna. MiA też to zauważył, dlatego w ostentacyjny sposób z pokazową troską podszedł do niego, szepnął mu coś do ucha a następnie pocałował delikatnie w policzek. Widziałem, jak twarz wokalisty rozjaśnia się, jak wstępuje na nią szeroki uśmiech.
 Poczułem dziwne ukłucie. Miałem dość. Czując, jak łzy napływają mi do oczu opuściłem głowę, pozwalając  różowej kurtynie grzywki zakryć twarz. Z cichym "zaraz wracam" odłożyłem bas na stojak i skierowałem się do toalety.
 Czy byłam zazdrosny?
Kurczę, przecież zawsze wolałem dziewczyny. Więc czemu Tsuzuku... Może błędnie to interpretuję? Biorę niestrawność lub zgagę za coś o wiele poważniejszego?
 Jednak sposób, w jaki mój organizm reaguje na niego przeczył tej tezie: moje serce, które sprawiało wrażenie, jakby koniecznie chciało wyswobodzić się z ciepłych, opiekuńczych objęć klatki piersiowej, gdy tylko brunet pojawiał się w moim polu widzenia; Dziwne kłucie w podbrzuszu, gdy MiA zbliżał się do niego - czym było, jeśli nie właśnie zazdrością? Tylko w jakim stopniu zazdrość ta się przejawiała? Czy była to po prostu zwykła chęć bycia częścią tych zawiłych stosunków między nimi, gdy bawili się razem na scenie a ja stałem na uboczu zapomniany przez mój własny zespół? Czy może po prostu potrzebowałem bliskości i jakimś dziwnym trafem potrzeba ta skupiła się własnie na Tsuzu..?
 Moim zachowaniem przeczyłem jednak sam sobie. Od kilku tygodni byłem dla niego oschły, trzymałem go na dystans. Stosunki między nami pogorszyły się. Z początku nie chciałem przyjąć do siebie tej informacji. Odrzucałem myśl, że Tsuzuku mógłby mi się podobać. Ale to przysparzało mi jeszcze więcej bólu, dlatego z czasem pogodziłem się z tym. Wiele mi to jednak nie ułatwiło, cierpiałem nadal.
 Wokalista i gitarzysta. Para idealna, takie przyciągają więcej fanek. Basiści są nudni. MiA i Tsuzuku zawsze na scenie dawali z siebie wszystko, byli świetnymi aktorami.
...A może nie tylko?
Tak, ich zachowanie poza sceną coraz bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że są parą również w życiu prywatnym. Nigdy co prawda ich o to nie spytałem, po prostu wyciągnąłem wnioski. Czy błędne? Nie sądzę...
 Osunąłem się na zimne kafelki i schowałem głowę między kolanami. Poczułem łzy, które znów pchały się spod moich powiek na wolność.
Nienawidzę cię, Tsuzuku...
 Chwilę później moja samotność została brutalnie zgwałcona przez natręta, który wszedł do łazienki. No tak, sam jestem sobie winien, mogłem zatrzasnąć drzwi. Następnie usłyszałem dźwięk przesuwanego rygla. Przełknąłem ślinę i spojrzałem przed siebie. Stał tam MiA. Oczywiście. Patrzył na mnie z założonymi na piersi rękoma.
 - Idź sobie - warknąłem cicho, chowając znów twarz.
Nie odpowiedział. Zbliżył się do mnie, nawet nie zauważyłem kiedy i szarpnął za rękaw do góry przygważdżając do umywalki silnym uchwytem. Spojrzał wyzywająco prosto w moje wystraszone oczy.
 - Sierota z ciebie, Koichi - zaśmiał się i złożył na moich ustach brutalny pocałunek. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia - Jak tak dalej pójdzie ktoś sprzątnie ci go sprzed nosa.
Poczułem, jak jego ciepły oddech owija moją twarz. I coś jeszcze...
 - M... MiA?! Co ty robisz? - odrzuciłem jego dłoń dobierającą się do moich spodni. Policzki piekły niemiłosiernie.
  - Jak to "co"? Odpakowuję Tsuzuku jego prezent, nie powinien się pogniewać.
 - Jaki prezent? Co ty gadasz? - patrzyłem na jego diabelny uśmiech zdziwionym wzrokiem - Jesteś pojebany, MiA. Poza tym, ktoś cię już ubiegł...
 - No cóż, więc tym bardziej Tsuzu nie powinien mieć nic przeciwko.
Wzruszył ramionami i oblizał lubieżnie wargi. Zdążyłem tylko pomyśleć "Co ma z tym wspólnego Tsuzuku?", zanim zbliżył się do mnie i nasze usta znów złączyły się w kolejnym dziwnym, pełnym pożądania pocałunku.
MiA wykorzystał fakt, że byłem mocno rozkojarzony jego zachowaniem i rozsunął moje wargi językiem, wpychając go do środka i jednocześnie popychając mnie mocniej na umywalkę (o, takie coś sobie wyobraźcie, tylko większe, dop. aut.), z moich ust machinalnie uciekło westchnięcie, na co MiA zaśmiał się złośliwie, nie przerywając pocałunku, błądząc dłońmi pod moją koszulką. Czułem dreszcze na całym ciele.


 „Jesteś podły, MiA...” pomyślałem, gdy odpiął guzik u moich spodni.
Na tym jednak tymczasowo poprzestał. Odczepił się od moich ust, by jednym zgrabnym zrzucić ze mnie górną część garderoby. Przejechał dłonią po mojej nagiej klatce piersiowej, na której następnie zostawił serię pocałunków.

 Dotyk zimnych kafelek na nagiej skórze chłodził moje rozpalone ciało.

Czyje imię krzyczałem?




[Tsuzuku]



 - Meto... Słyszysz to? - zwróciłem się do perkusisty, czytającego na kanapie ze znudzonym wyrazem twarzy jakąś mangę.

Przerwał na chwilę, utkwił wzrok w jakimś bliżej nieokreślonym punkcie na ścianie, wzruszył ramionami i powrócił do przerwanej lektury.

 - Nie słyszysz? Co jest z tobą nie tak? - spojrzałem na niego krzywo.
Znów usłyszałem tłumiony krzyk.
 - Tsuzuku do kurwy nędzy... - Meto wywrócił oczami - Znowu ci się jeden z tych twoich filmów włączył, dałbyś sobie spokój przynajmniej w godzinach pracy.
 - To nie ja! - uniosłem dłonie do góry - Laptop leży wyłączony na kanapie. Mówiłem ci, że coś słyszałem, nie podoba mi się to.
 - Bo cię tam nie ma? - prychnął sarkastycznie i obdarował mnie pobłażliwym spojrzeniem.
 - Pieprz się, Meto.
 - Widzisz? O tym właśnie mówię. Automatycznie gadasz takie rzeczy.
Zaczął zwijać się ze śmiechu na kanapie, z której po chwili spadł. Nic sobie z tego nie zrobił, widać froterowanie podłóg weszło mu w nawyk.
 Machnąłem na niego ręką, po czym złapałem lekką kurtkę i wyszedłem na zewnątrz.
Miałem nieodparte wrażenie, że to Koichi i MiA siedzą w łazience i świetnie się bawią, przyprawiając mnie o zawał. Te odgłosy... Niby co to mogło być? Nasuwało się tylko jedno skojarzenie. Albo mam tak spaczony umysł i po prostu naoglądałem się filmów pornograficznych.
Stop, Tsuzuku!
Przecież Koichi to cnotka-niewydymka, Największe niewiniątko w zespole...
Zresztą, czym ja się przejmuję, są dorośli.
Niech robią co chcą, byleby tylko mnie to nie dotyczyło.
Bo nie dotyczy, prawda...?




[Koichi]



 - Tsuzuku! - z mojego gardła wydobył się niekontrolowany krzyk.

Moją twarz oblał soczysty rumieniec, gdy zdałem sobie sprawę z tego, że to nie we włosach  wokalisty trzymam dłoń, że nie on stoi przede mną i że z całą pewnością nie jego imię powinienem wykrzyczeć w ekstazie. Zrobiło mi się niezwykle głupio.

MiA puścił mnie i pozwolił, bym osunął się na zimny kafelkowany blat umywalki (tak, wszystko działo się na tym biednym blacie ;-;, dop. aut.), dysząc ciężko.
 - Wiedziałem - uśmiechnął się triumfalnie.
 - Zrobiłeś to specjalnie... - patrzyłem na niego nienawistnie - jesteś perfidny, MiA.

 - Chciałem ci tylko pomóc - wzruszył ramionami, po czym zaczął się ubierać - Widziałem, jak bardzo byłeś sfrustrowany.

 - Akurat jesteś ostatnią osobą, którą posądziłbym o dobre intencje - prychnąłem - Pomóż mi, nie możemy tego tak zostawić.

 Podniosłem się do pionu.

Czułem pulsujący ból, rozsadzający dolne partie ciała.
 - Jesteś brutalny... - wyjęczałem, gdy już udało mi się stanąć na nogach - Wiesz, nikt nie lubi tak bez przygotowania... I ostrzeżenia.
 - Nie martw się, nie wygadam Tsuzu, że wołałeś jego imię, podczas gdy to ja cię-
 - Zamknij się! - przerwałem mu, rumieniąc się mocno (Kojczan taka tsundere... dop. aut.) - i nie zmieniaj tematu, nie o tym mówiłem...

 - Strasznie słodki jesteś, gdy tak nadymasz te czerwone policzki - MiA zabawnie przekrzywił głowę na bok.
Po chwili podszedł do mnie i ucałował lekko prawy policzek.

Ten pocałunek był czysto przyjacielski, nie skażony żadną chęcią zysku z jego strony. Nie miał w tym interesu. Po prostu był. Zdałem sobie sprawę z tego, że mam w nim sojusznika, którego cały czas odrzucałem.

To co zrobił miało mi coś po prostu udowodnić. Ze wstydem przyznaję, że mu się udało.

 - MiA... - zwróciłem się do gitarzysty, który spojrzał na mnie zaciekawiony - W każdym razie, dziękuję ci.

 - Za to że cię napastowałem i praktycznie zgwałciłem?
Znów się śmiał. Czemu mówienie takich rzeczy przychodzi mu z tak wielką łatwością? Bezwstydnik...
 - Poniekąd... - opuściłem wzrok z zakłopotaniem - Za uświadomienie mi czegoś.
 - Polecam się - Pan Idealna Twarz uśmiechnął się w niezwykle szczery i niewinny sposób sprawiając, że niemal zapomniałem o tym, co działo się kilkanaście minut wcześniej.
 Postanowiłem powiedzieć o wszystkim Tsuzuku. Najwyżej wywali mnie z zespołu, ale był to jedyny sposób, żebym nie czuł się winny, że coś przed nim ukrywam.
Jutro po koncercie.
Weź się w garść, Koichi.
 Ubrałem się, posprzątaliśmy i wróciliśmy do sali prób, gdzie zastaliśmy jedynie znudzonego życiem Meto, siedzącego na kanapie.
 Z chwilą naszego wejścia do pomieszczenia, perkusista otworzył szeroko oczy:
 - Jakiś ty rumiany, Koichi - skomentował, z kretyńskim wyrazem twarzy wyciągnął w moją stronę palec wskazujący.
 - Ten palec to sobie do dupy wsadź - odpyskowałem, siadając koło niego.
Uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło, gdy zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo nie na miejscu był mój komentarz. MiA zaczął się histerycznie śmiać. Złapał się za brzuch i uklęknął na podłodze starając się złapać oddech. To, co powiedziałem nie wydawało mi się aż tak zabawne, ale byłem świadom tego, jak bardzo spaczone było jego poczucie humoru. Podziwiałem paletę barw malującą się na jego twarzy - kolory przechodziły pięknie od purpury, przez lekki fiolet aż do jasnobłękitnego. Bałem się, że konieczne będzie wezwanie karetki.
Przez kolejne kilka minut blondynka wycierała podłogę a Meto, nie wiedząc co złego powiedział, z głupim wyrazem twarzy sondował swój palec wskazujący, próbując zrozumieć zaistniałą sytuację, co kilka sekund spoglądając nieufnie na kulącego się na panelach Mię.
 - Wariatkowo... - podsumowałem, spoglądając na zegarek.
 Było kilkanaście minut po czternastej. Czyli próba oficjalnie się skończyła. Tsuzuku nie wracał ani nie dzwonił, nigdzie nie było też jego rzeczy.
Zaciekawiony wyjrzałem przez okno. Tak, jak przypuszczałem, jego miejsce parkingowe również stało puste.
Wzruszyłem ramionami. Nie będę tu na niego czekać, jak będzie miał pretensje że wyszedłem to mu nawrzucam. Swoją drogą...
Zamarłem. A co, jak wszystko słyszał?
Nagle zapragnąłem zmyć się ze studio jak najszybciej, chcąc uniknąć bliskiego spotkania trzeciego stopnia z wokalistą. Ze strachem zauważyłem, że mój genialny plan mógł legnąć w gruzach, jeśli brunet faktycznie słyszał, co robiliśmy z Mią w łazience.
Jak nic wyzwie mnie od dziwek.
W jednej chwili to wszystko, co działo się przed chwilą, co wydawało mi się mieć ogromny sens, zupełnie go straciło. MiA chciał dobrze, ale ja jak zwykle stchórzyłem. Czemu nie powiedziałem mu wcześniej? Pajac ze mnie, zjebałem to.




_________________________

Koichi - chodzący rumieniec (y)

STWIERDZAM ŻE MOI BOHATEROWIE ZA DUŻO MYŚLĄ. Kiedyś zrobię z jakiegoś jrockowca filozofa, to będzie beka stulecia >__<

Na dzisiaj tyle wystarczy, zostawiam was z lekkim niedosytem (mam nadzieję) XD
WSZYSTKO WYTŁUMACZĘ W CZĘŚCI DRUGIEJ *diabelski śmiech*

rejpfejs Mii na koniec, co by się wam dobrze spało XD




WSZYSTKIE WYDARZENIA PRZEDSTAWIONE W TYM OPOWIADANIU SĄ WYMYSŁEM CHOREGO MÓZGU AUTORKI I CZYSTKĄ FIKCJĄ LITERACKĄ~