Więc tak... Życzę wam, moi
kochani, wszystkiego najlepszego z okazji walentynek!
Chociaż może jest to lekka hipokryzja z mojej strony, bo sama walentynek nie obchodzę (nie mam z kim, hehe~) i niespecjalnie je lubię, to postanowiłam, że może to być jakiś ciepły gest z mojej strony i napisałam dla was krótkie opko, które szczególnie dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce Aki, dziękuję, bez twojego wsparcia pewnie nie zdecydowałabym się na dalsze pisanie,
oraz wokaliście zespołu Royz - wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Baru-chan~! ♥
Chociaż może jest to lekka hipokryzja z mojej strony, bo sama walentynek nie obchodzę (nie mam z kim, hehe~) i niespecjalnie je lubię, to postanowiłam, że może to być jakiś ciepły gest z mojej strony i napisałam dla was krótkie opko, które szczególnie dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce Aki, dziękuję, bez twojego wsparcia pewnie nie zdecydowałabym się na dalsze pisanie,
oraz wokaliście zespołu Royz - wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Baru-chan~! ♥
_____________________________
Blondyn poprawił szalik i spojrzał w niebo. Tegoroczna zima była ogromnym zaskoczeniem dla całego kraju; Tak intensywnych opadów nie widziano od lat.
Wielkie, białe grudy
śniegu sypały się z nieba,w ciągu zaledwie godziny dokładnie
pokrywając każdy wolny centymetr kwadratowy chodników, dachów
budynków, drzew a nawet głów i ramion przechodniów.
Uśmiechnął się do siebie i wystawił język, na którym wylądowała i w ciągu ułamka sekundy roztopiła się biała grudka. Kolejna spadła na jego nos.
Uśmiechnął się do siebie i wystawił język, na którym wylądowała i w ciągu ułamka sekundy roztopiła się biała grudka. Kolejna spadła na jego nos.
Nie przejmował się
mijającymi go ludźmi, którzy obdarzali go krzywymi spojrzeniami.
Miał to w nosie, był szczęśliwy. Nie wiedział do końca
dlaczego, przecież nic się nie wydarzyło.
Jeszcze...,
uśmiechnął się w duchu.
Dzisiaj
wyzna swoje uczucia ukochanej osobie. Najwyżej nie weźmie go na
poważnie, wyśmieje, albo zacznie omijać szerokim łukiem. Trudno.
Odczuje ulgę, że jest z tą osobą szczery.
Ale nie mogę zrobić
tego tak... Po prostu..,
zamyślił się. Rozejrzał się po wyłożonych szkarłatnymi
ozdobami witrynach sklepów. Tylko co mam kupić? Wszystko
jest takie oklepane.
Wzruszył
ramionami. Walentynki mają to do siebie, że są oklepane, tandetne
i – przede wszystkim – konsumpcyjne. Spojrzał w kierunku
najbliższej cukierni. Na widok ciągnącej się na chodniku kolejki
wstrząsnął nim zimny dreszcz.
Czekoladki odpadają
- I pomyślał o płaskim
brzuchu swojej przyszłej walentynki, szczupłych rękach, zgrabnych
nogach. Pokręcił głową – zdecydowanie odpadają.
Nagle za plecami usłyszał pisk szczęścia. Zaciekawiony, odwrócił
się w tamtym kierunku. Dziewczyna w szkolnym mundurku przytulała
się do wysokiego chłopaka. W ręce trzymała pluszowego misia.
Chociaż bardziej trafnym określeniem byłoby tu słowo
„niedźwiedź”, bo pluszak był ogromny, wielkością niemal
dorównywał drobnej uczennicy. Miś był jasnobrązowy a w łapach
trzymał czerwone serce.
To
jest to!, Pomyślał, nagle olśniony blondyn, po czym popędził
do sklepu z zabawkami. Kupił jednać coś mniejszego. Dużo
mniejszego. Chciał, żeby to było subtelne, raczej symboliczne.
Uśmiechnął się na widok maleńkiego, mieszczącego się w dłoni
szarego misia, który – podobnie jak tamten olbrzymi – dzielnie
dzierżył w łapkach czerwone serduszko, na którym po angielsku
napisane było „I Love You”.
Zarumienił się, na myśl o wręczeniu tego prezentu, włożył
misia do małej torebki na prezent w różnorodnego koloru i kształtu
serduszka i schował pakunek do kieszeni płaszcza, do których
wsunął również zmarznięte dłonie.
Z
każdą chwilą denerwował się coraz bardziej.
Stwierdził, że zanim wyzna swoje uczucia, musi przygotować się do
tego psychicznie. Udał się więc do parku.
Wchodząc
tam zauważył pewną ciekawą właściwość. Mianowicie, park
zapełniony był parami. TYLKO parami. Blondyn był jedyną samotną
osobą, przynajmniej w zasięgu swojego wzroku.
Do czasu, pomyślał,
niecierpliwiąc się.
Zakochani
otaczali go z każdej strony. Jedni siedzieli na ławkach, drudzy
spacerowali, inni jeździli na prowizorycznym parkowym lodowisku. A
wszyscy bez wyjątku patrzyli sobie w oczy i trzymali się za ręce,
co kilka minut wymieniając się pocałunkami.
Nagle
zawiał silniejszy wiatr, strącając blondynowi z szyli wełniany
szalik i porwał go kilka metrów dalej. Konkretnie – prosto do
rzeki, która wciąż jeszcze nie zdążyła zamarznąć. Jasnowłosy
patrzył, jak jego szalik znika pomiędzy nielicznymi odłamkami
lodu.
Przeklął
pod nosem i usiadł na najbliższej ławce.
Może to był
znak...?, pomyślał, znów
spoglądając w pokryte śniegowymi chmurami niebo.
Zamyślił
się. Co jego walentynka w ogóle myśli o tym święcie?
To głupie – odezwał
się głos w jego głowie – No bo... Skoro się kogoś
kocha,
nie czeka się cały
rok, żeby mu to powiedzieć, prawda?
To strasznie
sztuczne...
Zagryzł wargi i nie zastanawiając się zbytnio, zgniótł w dłoni
torebkę z misiem, która jednak nadal pozostała w jego kieszeni. To
wspomnienie jakoś nagle go zniechęciło.
Westchnął
i odprowadził wzrokiem jakąś śmiejącą się parę.
-
Będziesz chory, Baru-kun – nagle tuż nad jego lewym uchem odezwał
się znajomy głos – Gdzie zgubiłeś szalik?
-
K... Kuina? Co ty tu robisz?!
-
Poszedłem się przejść – wzruszył ramionami fioletowowłosy i
usiadł obok przyjaciela.
Spojrzał
jeszcze raz na jego odkrytą szyję i zacmokał z dezaprobatą. Zdjął
swój szalik i bez słowa owinął nim blondyna.
-
Ale...
-
Nie marudź. Mnie nic nie będzie a ty zbyt łatwo się przeziębiasz.
Głupio by było, gdybyś teraz... - urwał i przygryzł dolną
wargę.
Jasnowłosy spojrzał na niego z nieukrywaną ciekawością.
-
Gdybym teraz co?
Fioletowy
odwrócił wzrok. Blondyn dopiero teraz zauważył, że cały czas
trzymał coś w ręce. Była to biała, nie podpisana koperta, której
rogami bawił się nerwowo.
-
Kuina... - położył dłoń na jego ramieniu.
Wywołany podniósł się nagle z ławki, stanął do niej bokiem, a
właściwie prawie plecami i nie patrząc na przyjaciela wręczył mu
rzeczoną, lekko zmiętą kopertę.
-
Co to?
-
Nie gadaj. Otwórz.
Jego
twarz płonęła soczystą czerwienią.
Serce
blondyna na moment zupełnie się zatrzymało, by potem zacząć
uderzać w żebra ze zdwojoną siłą. Drżącą ręką odebrał
kopertę.
Powoli
zaczął ją otwierać.
-
Nie wlecz się tak – niecierpliwił się fioletowowłosy.
-
Przepraszam.
Wyciągnął
zawartość koperty i wstrzymał oddech. W dłoni trzymał – ni
mniej, ni więcej – tylko właśnie intensywnie czerwoną, ale
skromną kartkę walentynkową. Czując, że zaraz zemdleje, otworzył
ją i przeczytał, nakreślone krzywym pismem przyjaciela słowa:
„kocham cię, głupku”. Poczuł rozlewające się ciepło w
okolicy serca. Uśmiechnął się, a z jego oka popłynęła
pojedyncza łza, której jednak fioletowy nie zauważył.
-
Kuina... Ty... ty naprawdę nie potrafisz okazywać uczuć –
uśmiechnął się ciepło.
Fioletowowłosy
zrobił skrzywioną minę i już miał odejść, lub przynajmniej
zapaść się pod ziemię ze wstydu, kiedy przyjaciel złapał go
nagle za rękę, zerwał się z ławki i przytulił.
-
Dziękuję... - wyszeptał blondyn i dyskretnie wcisnął mu w dłoń
torebkę z misiem – Też cię kocham.
I
nie chcąc mówić już nic więcej po prostu go pocałował. Poczuł,
jak świat woków niego wiruje. Zamknął oczy i pozwolił swojemu
umysłowi odpłynąć. Wszystko wokół niego stało nie nagle nie
ważne. Liczył się tylko On i uczucie, które ich łączyło. Choć
dotyk kolczyków w jego wardze i języku, w liczbie dokładnie
dziesięciu był czymś dziwnym i zupełnie dla blondyna nowym, to
było w tym coś intrygującego, co działało na niego prawie jak
afrodyzjak. Powoli ich usta rozdzieliły się, jednak twarze wciąż
stykały się ze sobą.
-
Wszystkiego najlepszego, Subaru – uśmiechnął się prawie
prowokująco fioletowy. Blondyn czuł, jak kolana się pod nim
uginają.
-
To było z okazji walentynek, czy urodzin? - spytał zadziornie.
-
Wybierz – odpowiedział wyższy, po czym pocałował go jeszcze
raz, tylko – ku rozczarowaniu blondyna – krócej.
-
Myślałem, że nie wierzysz w walentynki.
-
Bo nie wierzę – wzruszył ramionami – Zrobiłem to dla ciebie.
Bo cię kocham...
Młodszy
śledził, jak twarz jego przyjaciela znów zmienia kolor na
czerwony. Uśmiechnął się.
- A
więc śledziłeś mnie? - spojrzał na niego z udawaną
podejrzliwością.
-
Nie do końca – fioletowowłosy uśmiechnął się szeroko.
A
uśmiechał się naprawdę pięknie – szeroko, ukazując pełen
komplet bielutkich, prostych zębów i mrużąc przy tym w zabawmy
sposób oczy.
-
Cieszę się... - blondyn zarumienił się nagle i opuścił wzrok.
- Z
czego znowu?
- Z
tego że cię mam. Sprawiłeś mi najlepszy prezent urodzinowy i...
walentynkowy, jaki w ogóle mogłem sobie wyobrazić. Sam miałem ci
o tym powiedzieć, ale nerwy mnie zjadły i-
-
Oj nie gadaj tyle – zacmokał wyższy i pocałował go, bardziej
namiętnie i o wiele dłużej w porównaniu do dwóch poprzednich
pocałunków.
Odpływam... -
pomyślał blondyn – Jestem szczęśliwy. Dziękuję ci,
Kuina. Dziękuję i kocham cię.
Zatopił dłonie w jego fioletowych włosach. Miał ochotę
wykrzyczeć swoje szczęście całemu światu.
Do tej pory jego
urodziny były dla niego najgorszym dniem w roku, kiedy czuł się
szczególnie samotny. Wiedział, że już tak nie będzie.
Faktycznie, dostał najlepszy prezent urodzinowy.
_____________________________
Więc tak... Przepraszam, że tak krótko. To miał być tylko
symboliczny prezent, więc nie chciałam się też za bardzo
rozpisywać.Ale powiem, wam że nie wiem czemu, ale dziwnie się czułam pisząc to O.o
Nie
chciałam zdradzać na początku paringu (chociaż poniekąd to
zrobiłam XD), ale wybrałam taki celowo, właśnie ze względu na
dzisiejsze urodziny Subaru. Uznałam, że to urocze. A dlaczego
Kuina? Bo go uwielbiam a jego przyjaźń z Subaru to po prostu
cud-malina :D
Dziękuję
wam za wytrwałość i mimo wszystko fakt, że ktoś to czyta.
Dziękuję
również za prawie 250 wyświetleń. Chociaż, jak to ja, oczywiście
muszę ponarzekać. Jest mi smutno, bo pomimo tylu odsłon, wciąż
nie chcecie komentować. A to jest rzecz, która najbardziej motywuje
do dalszej pracy i rozwijania pasji, jaką jest dla mnie pisanie.
Jeszcze
raz życzę miło spędzonych walentynek wszystkim tym, którzy mają
z kim, oraz tym samotnym :) (jak ja lolololol XDD)
Dziękuję raz jeszcze - keró-kón aka Tamashi
Dziękuję raz jeszcze - keró-kón aka Tamashi