piątek, 14 lutego 2014

walentynki (PARINGU NIE ZDRADZĘ, TEHE~)

   Więc tak... Życzę wam, moi kochani, wszystkiego najlepszego z okazji walentynek!
Chociaż może jest to lekka hipokryzja z mojej strony, bo sama walentynek nie obchodzę (nie mam z kim, hehe~) i niespecjalnie je lubię, to postanowiłam, że może to być jakiś ciepły gest z mojej strony i napisałam dla was krótkie opko, które szczególnie dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce Aki, dziękuję, bez twojego wsparcia pewnie nie zdecydowałabym się na dalsze pisanie,
oraz wokaliście zespołu Royz - wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Baru-chan~! ♥

_____________________________


  Blondyn poprawił szalik i spojrzał w niebo. Tegoroczna zima była ogromnym zaskoczeniem dla całego kraju; Tak intensywnych opadów nie widziano od lat.
Wielkie, białe grudy śniegu sypały się z nieba,w ciągu zaledwie godziny dokładnie pokrywając każdy wolny centymetr kwadratowy chodników, dachów budynków, drzew a nawet głów i ramion przechodniów.
  Uśmiechnął się do siebie i wystawił język, na którym wylądowała i w ciągu ułamka sekundy roztopiła się biała grudka. Kolejna spadła na jego nos.
Nie przejmował się mijającymi go ludźmi, którzy obdarzali go krzywymi spojrzeniami. Miał to w nosie, był szczęśliwy. Nie wiedział do końca dlaczego, przecież nic się nie wydarzyło.
Jeszcze..., uśmiechnął się w duchu.
 Dzisiaj wyzna swoje uczucia ukochanej osobie. Najwyżej nie weźmie go na poważnie, wyśmieje, albo zacznie omijać szerokim łukiem. Trudno. Odczuje ulgę, że jest z tą osobą szczery.
  Ale nie mogę zrobić tego tak... Po prostu.., zamyślił się. Rozejrzał się po wyłożonych szkarłatnymi ozdobami witrynach sklepów. Tylko co mam kupić? Wszystko jest takie oklepane.
Wzruszył ramionami. Walentynki mają to do siebie, że są oklepane, tandetne i – przede wszystkim – konsumpcyjne. Spojrzał w kierunku najbliższej cukierni. Na widok ciągnącej się na chodniku kolejki wstrząsnął nim zimny dreszcz.
  Czekoladki odpadają - I pomyślał o płaskim brzuchu swojej przyszłej walentynki, szczupłych rękach, zgrabnych nogach. Pokręcił głową – zdecydowanie odpadają.
  Nagle za plecami usłyszał pisk szczęścia. Zaciekawiony, odwrócił się w tamtym kierunku. Dziewczyna w szkolnym mundurku przytulała się do wysokiego chłopaka. W ręce trzymała pluszowego misia. Chociaż bardziej trafnym określeniem byłoby tu słowo „niedźwiedź”, bo pluszak był ogromny, wielkością niemal dorównywał drobnej uczennicy. Miś był jasnobrązowy a w łapach trzymał czerwone serce.
  To jest to!, Pomyślał, nagle olśniony blondyn, po czym popędził do sklepu z zabawkami. Kupił jednać coś mniejszego. Dużo mniejszego. Chciał, żeby to było subtelne, raczej symboliczne. Uśmiechnął się na widok maleńkiego, mieszczącego się w dłoni szarego misia, który – podobnie jak tamten olbrzymi – dzielnie dzierżył w łapkach czerwone serduszko, na którym po angielsku napisane było „I Love You”.
Zarumienił się, na myśl o wręczeniu tego prezentu, włożył misia do małej torebki na prezent w różnorodnego koloru i kształtu serduszka i schował pakunek do kieszeni płaszcza, do których wsunął również zmarznięte dłonie.
  Z każdą chwilą denerwował się coraz bardziej.
Stwierdził, że zanim wyzna swoje uczucia, musi przygotować się do tego psychicznie. Udał się więc do parku.
 Wchodząc tam zauważył pewną ciekawą właściwość. Mianowicie, park zapełniony był parami. TYLKO parami. Blondyn był jedyną samotną osobą, przynajmniej w zasięgu swojego wzroku.
Do czasu, pomyślał, niecierpliwiąc się.
Zakochani otaczali go z każdej strony. Jedni siedzieli na ławkach, drudzy spacerowali, inni jeździli na prowizorycznym parkowym lodowisku. A wszyscy bez wyjątku patrzyli sobie w oczy i trzymali się za ręce, co kilka minut wymieniając się pocałunkami.
  Nagle zawiał silniejszy wiatr, strącając blondynowi z szyli wełniany szalik i porwał go kilka metrów dalej. Konkretnie – prosto do rzeki, która wciąż jeszcze nie zdążyła zamarznąć. Jasnowłosy patrzył, jak jego szalik znika pomiędzy nielicznymi odłamkami lodu.
Przeklął pod nosem i usiadł na najbliższej ławce.
 Może to był znak...?, pomyślał, znów spoglądając w pokryte śniegowymi chmurami niebo.
Zamyślił się. Co jego walentynka w ogóle myśli o tym święcie?

To głupie – odezwał się głos w jego głowie – No bo... Skoro się kogoś kocha,
nie czeka się cały rok, żeby mu to powiedzieć, prawda?
To strasznie sztuczne...

  Zagryzł wargi i nie zastanawiając się zbytnio, zgniótł w dłoni torebkę z misiem, która jednak nadal pozostała w jego kieszeni. To wspomnienie jakoś nagle go zniechęciło.
Westchnął i odprowadził wzrokiem jakąś śmiejącą się parę.
  - Będziesz chory, Baru-kun – nagle tuż nad jego lewym uchem odezwał się znajomy głos – Gdzie zgubiłeś szalik?
  - K... Kuina? Co ty tu robisz?!
  - Poszedłem się przejść – wzruszył ramionami fioletowowłosy i usiadł obok przyjaciela.
Spojrzał jeszcze raz na jego odkrytą szyję i zacmokał z dezaprobatą. Zdjął swój szalik i bez słowa owinął nim blondyna.
  - Ale...
  - Nie marudź. Mnie nic nie będzie a ty zbyt łatwo się przeziębiasz. Głupio by było, gdybyś teraz... - urwał i przygryzł dolną wargę.
  Jasnowłosy spojrzał na niego z nieukrywaną ciekawością.
  - Gdybym teraz co?
Fioletowy odwrócił wzrok. Blondyn dopiero teraz zauważył, że cały czas trzymał coś w ręce. Była to biała, nie podpisana koperta, której rogami bawił się nerwowo.
  - Kuina... - położył dłoń na jego ramieniu.
Wywołany podniósł się nagle z ławki, stanął do niej bokiem, a właściwie prawie plecami i nie patrząc na przyjaciela wręczył mu rzeczoną, lekko zmiętą kopertę.
  - Co to?
  - Nie gadaj. Otwórz.
Jego twarz płonęła soczystą czerwienią.
 Serce blondyna na moment zupełnie się zatrzymało, by potem zacząć uderzać w żebra ze zdwojoną siłą. Drżącą ręką odebrał kopertę.
Powoli zaczął ją otwierać.
  - Nie wlecz się tak – niecierpliwił się fioletowowłosy.
  - Przepraszam.
Wyciągnął zawartość koperty i wstrzymał oddech. W dłoni trzymał – ni mniej, ni więcej – tylko właśnie intensywnie czerwoną, ale skromną kartkę walentynkową. Czując, że zaraz zemdleje, otworzył ją i przeczytał, nakreślone krzywym pismem przyjaciela słowa: „kocham cię, głupku”. Poczuł rozlewające się ciepło w okolicy serca. Uśmiechnął się, a z jego oka popłynęła pojedyncza łza, której jednak fioletowy nie zauważył.
  - Kuina... Ty... ty naprawdę nie potrafisz okazywać uczuć – uśmiechnął się ciepło.
Fioletowowłosy zrobił skrzywioną minę i już miał odejść, lub przynajmniej zapaść się pod ziemię ze wstydu, kiedy przyjaciel złapał go nagle za rękę, zerwał się z ławki i przytulił.
  - Dziękuję... - wyszeptał blondyn i dyskretnie wcisnął mu w dłoń torebkę z misiem – Też cię kocham.
  I nie chcąc mówić już nic więcej po prostu go pocałował. Poczuł, jak świat woków niego wiruje. Zamknął oczy i pozwolił swojemu umysłowi odpłynąć. Wszystko wokół niego stało nie nagle nie ważne. Liczył się tylko On i uczucie, które ich łączyło. Choć dotyk kolczyków w jego wardze i języku, w liczbie dokładnie dziesięciu był czymś dziwnym i zupełnie dla blondyna nowym, to było w tym coś intrygującego, co działało na niego prawie jak afrodyzjak. Powoli ich usta rozdzieliły się, jednak twarze wciąż stykały się ze sobą.
  - Wszystkiego najlepszego, Subaru – uśmiechnął się prawie prowokująco fioletowy. Blondyn czuł, jak kolana się pod nim uginają.
  - To było z okazji walentynek, czy urodzin? - spytał zadziornie.
  - Wybierz – odpowiedział wyższy, po czym pocałował go jeszcze raz, tylko – ku rozczarowaniu blondyna – krócej.
  - Myślałem, że nie wierzysz w walentynki.
  - Bo nie wierzę – wzruszył ramionami – Zrobiłem to dla ciebie. Bo cię kocham...
Młodszy śledził, jak twarz jego przyjaciela znów zmienia kolor na czerwony. Uśmiechnął się.
  - A więc śledziłeś mnie? - spojrzał na niego z udawaną podejrzliwością.
  - Nie do końca – fioletowowłosy uśmiechnął się szeroko.
A uśmiechał się naprawdę pięknie – szeroko, ukazując pełen komplet bielutkich, prostych zębów i mrużąc przy tym w zabawmy sposób oczy.
  - Cieszę się... - blondyn zarumienił się nagle i opuścił wzrok.
  - Z czego znowu?
  - Z tego że cię mam. Sprawiłeś mi najlepszy prezent urodzinowy i... walentynkowy, jaki w ogóle mogłem sobie wyobrazić. Sam miałem ci o tym powiedzieć, ale nerwy mnie zjadły i-
  - Oj nie gadaj tyle – zacmokał wyższy i pocałował go, bardziej namiętnie i o wiele dłużej w porównaniu do dwóch poprzednich pocałunków.
 Odpływam... - pomyślał blondyn – Jestem szczęśliwy. Dziękuję ci, Kuina. Dziękuję i kocham cię.
  Zatopił dłonie w jego fioletowych włosach. Miał ochotę wykrzyczeć swoje szczęście całemu światu.   

Do tej pory jego urodziny były dla niego najgorszym dniem w roku, kiedy czuł się szczególnie samotny. Wiedział, że już tak nie będzie.
Faktycznie, dostał najlepszy prezent urodzinowy.

_____________________________


Więc tak... Przepraszam, że tak krótko. To miał być tylko symboliczny prezent, więc nie chciałam się też za bardzo rozpisywać.Ale powiem, wam że nie wiem czemu, ale dziwnie się czułam pisząc to O.o
Nie chciałam zdradzać na początku paringu (chociaż poniekąd to zrobiłam XD), ale wybrałam taki celowo, właśnie ze względu na dzisiejsze urodziny Subaru. Uznałam, że to urocze. A dlaczego Kuina? Bo go uwielbiam a jego przyjaźń z Subaru to po prostu cud-malina :D
Dziękuję wam za wytrwałość i mimo wszystko fakt, że ktoś to czyta.
Dziękuję również za prawie 250 wyświetleń. Chociaż, jak to ja, oczywiście muszę ponarzekać. Jest mi smutno, bo pomimo tylu odsłon, wciąż nie chcecie komentować. A to jest rzecz, która najbardziej motywuje do dalszej pracy i rozwijania pasji, jaką jest dla mnie pisanie.

Jeszcze raz życzę miło spędzonych walentynek wszystkim tym, którzy mają z kim, oraz tym samotnym :) (jak ja lolololol XDD)
Dziękuję raz jeszcze - keró-kón aka Tamashi