sobota, 12 lipca 2014

"Nienawidzę..." część 2/3, Koichi x Tsuzuku

...Nareszcie! :D Doczekaliście się, co? 8D
Jest w 100% Koichi x Tsuzuku... Albo na odwrót, nie ważne XD
Miało być tak pięknie, cudownie, miałam zaszaleć... ale nie wyszło ;; Przepraszam, nie ma w tym opku jednej rzeczy, którą sobie zaplanowałam, a to tylko dlatego, że po prostu nie potrafię pisac takich rzeczy ;u;
WYBACZCIE.

I oberwało mi się za to że nie troszczę się o tyłek Kojcza ;; NO CÓŻ... I tak wyjątkowo się denerwowałam jak to pisałam a przecież tam nic takiego nie ma ><
Tym razem z dedykacją. To za to wysłuchiwanie mojego jęczenia że nie mam weny i jako przeprosiny za Mię-rusałkę XD Ten rozdział był... krępujący. Nie wiem, czemu :|

I jeżeli chodzi o wygląd, bo to będzie potrzebne - Decadence :) Takich ich sobie wyobraźcie.
*klik**klik2*)

Paring: Koichi x Tsuzuku
Ostrzeżenia: pewnie standardowo wulgaryzmy (chyba bo już teraz nie jestem pewna XDD), cukier. Eeeee... Więcej przemyśleń i wewnętrznych monologów? ;u; BĘDZIE SZTAMPOWO. PRZEPRASZAM.
I uważajcie, tutaj zacznie się wyjaśniać (: Ostrzegam przed złośliwymi trollami :)))
Bez bety, bo beta na wakacjach. Także przepraszam za latające przecinki, jestem ich w pełni świadoma :|

Taki dramacik troszkie wyszedł. I fluff. W sumie bardziej fluff - taki typowy, cukierkowy, różowy i puchaty, szczególnie pod koniec... Przepraszam, wiem że zapowiadało się inaczej, mimo wszystko mam nadzieję, że to przeczytacie XD

Mam wrażenie że to będzie strasznie typowe, miałam problem z napisaniem tego, wiem że jest słabe, przepraszam. Mimo wszystko chcę, żebyście sami ocenili.

I chyba znowu podzielę to na części .-. W sensie, że to co dzisiaj dodam to nie będzie jeszcze koniec.


...Koichi to ciężki przypadek :')

____________

   Zakapturzona czarna postać siada mi na klatce piersiowej. Jej mroźny oddech owija mnie z każdej strony; widzę jak każdy przedmiot w moim pokoju pokrywa dość gruba warstwa szronu, tak samo, jak moje ciało. Nie czuję jednak zimna. Jedyne, co odczuwam, to strach, który przegania wszystkie inne doznania gdzieś daleko w tył głowy.
Postać powoli zdejmuje kaptur nachylając się nade mną. Jej twarz jest blada, o ile nie biała. Ogromne oczy nie mają tęczówek ani źrenic, przypominają przerażające czarno-czerwono-białe wnętrza kalejdoskopu. Miejsce, w którym powinien być nos jest puste - wygląda, jakby ktoś szarpnięciem zerwał skórę z twarzy. Przez dziurę widać kości nosowe i fragment podniebienia. Usta ciągnące się czerwoną nicią od prawego do lewego ucha są szeroko otwarte, ukazując trzy rzędy ostrych jak brzytwy, rekinich zębów. Boję się, ale nie mogę odwrócić wzroku. Moje własne ciało odmawia posłuszeństwa. Twarz nachyla się coraz bardziej w moją stronę. Nie mogę oddychać. Otwiera usta jeszcze szerzej... 
Słyszę jej krzyk, który mnie paraliżuje.

  Usiadłem na łóżku zalany potem, dłonie przyciskając do szyi, jakbym bronił się przed uduszeniem. Rozejrzałem się po pokoju i zamarłem. Potwór co prawda rozpłynął się razem z nocną marą ale był tam inny nieproszony gość.
 - Co ty tu robisz? - patrzyłem z niesmakiem na uradowanego Mię siedzącego mi na nogach. 
 - Przyszedłem cię obudzić - odpowiedział śpiewnie i pochylając się nade mną suszył zęby w idiotycznym  uśmiechu - Nie zamknąłeś drzwi na klucz...
 - Weź spadaj, zboczeńcu - zrzuciłem go z siebie i wstałem z łóżka, olewając przyjaciela kompletnie.
Usłyszałem jego perlisty śmiech za plecami. Odwróciłem się z powrotem w stronę łóżka i ujrzałem blondyna, leżącego na boku i patrzącego na mnie zalotnie. 
 - Mogłeś sobie wyobrazić, że jestem Tsuzuku. Tak, jak wczoraj - wymruczał - Swoją drogą... Powinieneś wiedzieć, że próbował się z tobą skontaktować, kiedy polazłeś z próby w siną dal.
 - A- Chyba mu nie powiedziałeś? - podejrzliwie otaksowałem go spojrzeniem. Wyglądałem na opanowanego, chociaż wewnątrz mnie zaciekle walczyły ze sobą sprzeczne emocje.
 - Nie, no co ty - pomachał dłonią przecząco - Ciota jesteś, ale co jak co, z tym powinieneś sobie poradzić sam.
 - Nie o to mi chodzi... - opuściłem głowę - Mam na myśli to, co stało się wczoraj... Między nami... - zacisnąłem powieki i usiadłem na łóżku - MiA, ja nie mogę mu powiedzieć. Powie że się puszczam, w życiu nie weźmie moich uczuć na poważnie.
Poczułem gorące łzy, uciążliwie  cisnące się do oczu. Oparłem się o ramię Mii i pozwoliłem słonym kroplom znaczyć ścieżki wzdłuż policzków. 
Blondyn położył dłoń na moim ramieniu i starał się uspokoić nieco moje ciało ciepłym dotykiem. Nie zwróciłem uwagi na to że drżę, dopóki nie usłyszałem jego słów:
 - Nie trzęś się tak, Koichi... Co ci się dzieje? (od autorki: A JAK MYŚLISZ, BLONDYNKO ><) - uniósł delikatnie moją twarz. Starałem się nie patrzeć mu w oczy - Obiecujesz mi, że z nim porozmawiasz? Nie kręć tak głową, uparciuchu.
Znów się zaśmiał, złożył delikatny, przyjacielki pocałunek na moim czole, po czym ponownie przytulił.
 Najchętniej zakopałbym się w łóżku i tam został. Kurna, głupi koncert. Głupie uczucia. Czemu akurat teraz... Znów będę dzisiaj rozproszony i znów mi się oberwie, o ile nie wylecę z zespołu.
 Odetchnąłem głęboko i wyprostowałem się. Rękawkiem piżamy otarłem łzy i uśmiechnąłem się blado do Mii:
 - Zbierajmy się, jest koncert do zagrania.

 Nie lubiłem nigdy tych przygotowań przed koncertami. Trzeba było wstać rano, wziąć prysznic, pojechać na salę, wszystko przygotować. I właśnie tu pojawiała się pierwsza trudność - konfrontacja z Tsuzuku. Wiadomo, nie mogłem tego tak ot uniknąć, co nie zmienia faktu, że bałem się jak cholera. Jadąc samochodem Mii do sali koncertowej siedziałem skulony na miejscu pasażera i odliczałem sekundy do momentu, w którym będę musiał spojrzeć brunetowi w oczy i powiedzieć mu.
No właśnie, co ja mu właściwie powiem? Nie wiem, jak ubierać takie rzeczy w ładne słowa, nie jestem nim...
Przemyślałem sprawę zostawienia karteczki, ale to byłoby szczeniackie. Czułem się przyduszany przez własne emocje. Zupełnie jak w tym śnie. Coś, z czym nie mogę walczyć chwyta mnie za gardło i doprowadza do paraliżu. W obliczu serca jestem bezsilny. Frustrujące, to ja powinienem mieć nad nim przewagę, nie ono nade mną. Nie chcę znów obudzić się zlany zimnym potem, z krzykiem na ustach i świadomością, że jestem skończonym tchórzem.
 Wysiadając z samochodu zatoczyłem się. Czułem, że stres bierze nade mną górę. Głupie.
Nie myśl o tym. 
Musze zająć swoją głową myślami o koncercie. Tak, to jest doskonały pomysł - rzucę się w wir pracy i zapomnę o Tsuzuku. Ale jak to zrobić, kiedy on będzie cały czas się koło mnie kręcił? Czemu zawsze wtedy, kiedy próbuję myśleć kończy się to w taki sposób? Chcę choć raz poczuć się inteligentny, zabłysnąć przed samym sobą umiejętnością logicznego myślenia a tylko wychodzę na większego kretyna.
Ze złością kopnąłem w oponę samochodu Mii. Gitarzysta spojrzał na mnie z dezaprobatą. Skuliłem się i przeprosiłem cieniutkim głosem.
 - Nie wyżywaj się na tym biednym samochodzie, jeszcze może mi się przydać - roześmiał się, obejmując mnie ramieniem i dziarskim krokiem ruszył do sali ciągnąc mnie za sobą.
 W tamtej chwili pomyślałem, że musimy stanowić bardzo kontrastową parkę; MiA - radosny, uśmiechnięty pełen optymizmu, idący pewnym krokiem i ja - różowa kupka nieszczęść. Szedłem jak na stracenie, powłócząc nogami. Brakowało mi tylko worów pod oczami. Pomimo dręczących mnie w nocy koszmarów byłem jednak wyspany. Pewnie dlatego, że poszedłem spać bardzo wcześnie. Poprzedniego dnia pod wieczór byłem bardzo apatyczny, na nic nie miałem ochoty, dlatego przed dziewiętnastą byłem już w łóżku. Absurdalne - będąc teorytycznie wyspanym, czułem się jakbym był co najmniej dwa razy przeżuty, strawiony i wypluty. Zmęczenie nie tyle fizyczne co mentalne.
Nie martw się, stylistka weźmie cię w obroty i znów będziesz piękny, pocieszałem się naiwnie w myślach.    

Ale ja nie chcę być piękny. Chcę Tsuzuku...
  O czym ja myślę? Miałem się skupić.


Wchodząc do garderoby zapobiegliwie zrzuciłem z ramienia dłoń Mii. Otworzyłem drzwi. Przywitał mnie w nich...
 -  Tsuzuku? - stanąłem zdumiony  na widok jego uśmiechniętej twarzy.
 - Cześć, landryneczko - zdjął mi z głowy czapkę z daszkiem i zmierzwił włosy. Zamrugałem parokrotnie w zdziwieniu - Ładnie to tak zrywać się z próby?
Stałem osłupiały w miejscu, nie mogąc się ruszyć. Kosmici go porwali i zrobili mu pranie mózgu? Albo cieszył się na myśl, że po tej farsie zwanej koncertem będzie mógł wreszcie wywalić mnie z zespołu.
 Wyminął mnie pogwizdując wesoło. Czułem tylko jak serce dudni mi w piersi. Miałem wrażenie, że wszyscy to słyszeli. 

  Kolejne godziny minęły mi na rozkładaniu sprzętu i ciągłym myśleniu u wokaliście. Był wesoły. Zbyt wesoły. Gdy zestawiałem sobie w myślach jego zachowanie w tamtej chwili z dniem poprzednim miałem wrażenie, że mózg wyparuje mi uszami. Widziałem zresztą jak Meto na mnie wtedy patrzył - pewnie analizował możliwość wysłania mnie do wariatkowa. Ewentualnie wezwania egzorcysty. W mojej głowie tańczyły pomysły i dociekania na temat tak dobrego humoru Tsuzuku. Do wszystkiego podchodził z uśmiechem na twarzy; Ktoś coś upuścił - mówił że nic się nie stało ("naprawi się"), i klepał przyjaźnie po barkach. Nie tylko ja to zauważyłem. Członkowie ekipy wymieniali między sobą porozumiewawcze zdziwione spojrzenia. Ktoś nawet popukał się w czoło. Tylko MiA uśmiechał się tajemniczo, gdy przechodził obok mnie.
Muszę przyznać, że ta sytuacja w dziwny sposób poprawiła mi humor, a nawet pozwoliła się odprężyć. Mogłem w spokoju skupić się na pracy. Myśl o tym, co mam załatwić z brunetem po koncercie napawała mnie mniejszym strachem niż wcześniej. Jego uśmiech dodawał mi odwagi. Nawet nie zauważyłem kiedy sam mimowolnie zacząłem się uśmiechać. Zza ciemnej burzowej chmury wiszącej nade mną nieśmiało zaczęło wyglądać słońce. Nawet nie zauważyłem kiedy stylistka zwinęła mnie do garderoby by zrobić mi fryzurę i makijaż.
 - Co wy tacy radośni dzisiaj? - spytała w pewnym momencie stojąc nade mną z grzebieniem i lakierem do włosów w dłoni.
 - Hn? - podniosłem głowę go góry.
 - Nie ruszaj się, jak ci źle ułożę fanki mi oczy wydłubią. Ty i Tsuzuku. Wyglądacie, jakby niebo się przed wami otworzyło. On w szczególności, dawno nie widziałam go tak rozanielonego. Zeszliście się w końcu?
 - Co?! O czym ty mówisz? - obróciłem się gwałtownie twarzą w jej stronę. Olałem jej minę pod tytułem: "no-i-zepsułeś-bałwanie", patrząc na nią ze zdziwieniem - jak to "w końcu"?
Trzepnęła mnie w głowę i siłą odwróciła twarzą w stronę lustra.
 - Mówiłam - nie wierć się. Jak ja mam teraz naprawić ten sterczący kosmyk, co? Ten lakier mógłby utrzymać most, nie ruszę teraz tej antenki... - westchnęła zniecierpliwiona.
 -  Nie zmieniaj tematu, co? Antenkę obetnij i tak nikt nie zauważy.
 -  Poważny jesteś? Jeśli to obetnę to tak, jakbym poddała się na polu walki, stanęła naga przed wrogiem i powiedziała: "strzelajcie!" - widząc moje błagalne spojrzenie wystawiła w moją stronę język - Plotki chodzą. W sumie nie wiem, kto je rozpuścił, ale patrząc na to, jak wasza dwójka zachowuje się od pewnego czasu, wydają mi się prawdopodobne. No. Wydawały, bo po twojej reakcji wnioskuję, że o tym nie wiedziałeś.
 - Tak, fajnie jest się dowiadywać jako ostatni o tym, że się z kimś jest. Odłóż ten lakier na chwilę - popatrzyłem na nią ze strachem.
 - Gdzie ty się niby wybierasz, co? Czy to ci wygląda na skończoną pracę?!
 - Nie ważne, odłóż to narzędzie zbrodni, muszę zapalić.
 - Koichi! Nie waż się-
Machnąłem na nią ręką, wstałem z krzesła i wygrzebałem z kieszeni kurtki pudełko z którego wyciągnąłem nie jedną a dwie fajki i usiadłem z powrotem.
 - Czekaj, zapomniałem... - zerwałem się, ale kobieta silnym ruchem posadziła mnie z powrotem, jednocześnie podając mi zapalniczkę.
 -  Masz, już mi się stąd nie ruszaj, póki nie skończę. I nie pal tyle. Jak zdechniesz na raka płuc nie będę miała kogo czesać.
 - Ale ty mnie przedmiotowo traktujesz - udałem obrażonego i zaciągnąłem się dymem. Czułem, jak nikotyna rozluźnia każdy napięty mięsień mojego ciała - Mogę się założyć, że jakbym nagle kopnął w kalendarz to nawet byś nie zauważyła - kontynuowałem moją udawaną urażona minę, wypychając do przodu dolną wargę.
Makijażystka pochyliła się nade mną i złapała mnie za policzek.
 - Jesteś moja ulubioną landrynką.

"Landrynką"? Ktoś mnie tak już dzisiaj nazwał... 
Ah, no tak! Tsuzuku...


  Uśmiechnąłem się głupio do tego wspomnienia sprzed kilku godzin. Pozwoliłem sobie rozsiąść się wygodniej na krześle, paląc z lubością ulubione miętowe papierosy. Do szczęścia brakowało mi tylko jednej rzeczy...
 - Koichi nie śpij - poczułem szturchnięcie.
Otworzyłem oczy - nade mną stała uśmiechnięta makijażystka.
 - Przepraszam... Rozmarzyłem się - zrobiłem głupią minę.
 - Zauważyłam - zaśmiała się odkładając przybory na stolik - No, gotowe. Zmykaj się przebrać i na próbę. I powodzenia, wiesz o czym mówię...
Zaśmiałem się nerwowo.
Posłusznie zabrałem rzeczy i po jej wyjściu z garderoby zacząłem się przebierać. "Co mam zrobić?", myślałem. Dederwował mnie fakt, że wszyscy o tym wiedzieli, a przynajmniej sie domyślali. Co, jesli ta informacja dotarła już do Tsuzuku? Może on wcale się nie uśmiechał, tylko po prostu naśmiewał ze mnie. Oh tak, fajnie się bawić moim kosztem...
 Nie chciałem o tym myśleć, bałem się, że to zepsuje mój dobry humor. Odetchnąłem i sięgnąłem po spodnie, leżące na kanapie. Zakładając je wpadłem na genialny pomysł. Pasek zazwyczaj przykrywał kawałek tatuażu (od autorki: nie zawsze, bierzcie na to poprawkę, to takie moje luźne spostrzeżenie XD),  mimo wszystko i tak był wyjątkowo nisko a do tego dochodziły wcięcia po bokach. Wiedziałem, że mam dobrą figurę, ale zawsze nieco mnie to irytowało i co kilka minut nerwowo podciągałem je w górę. Dzisiaj jednak postanowiłem się zabawić. Celowo opuściłem je niżej niż zwykle odkrywając kawałek biodra i pokazując tatuaż w jego pełnej krasie, jednocześnie starając się znaleźć optymalną wysokość, żeby nie spadły. W myślach przeklinałem mój głupi pomysł.
 Podczas gdy siłowałem się ze spodniami do garderoby wszedł ucieszony MiA:
 - Uważaj, żeby ci nie spadły w czasie koncertu, to byłoby zabawne -  powiedział, dotykając mnie palcem wskazującym w biodro. Syknąłem na niego, wyginając się w przeciwną stronę - Wiem, że nie nosisz bielizny... - zmrużył drapieżnie powieki.
 - Jesteś ohydny... - wywróciłem z dezaprobatą oczami.
Założyłem t-shirt, który po próbie miałem zmienić na koszulkę odkrywająca brzuch i wyminąłem gitarzystę bez słowa. MiA jednak w ostatniej chwili złapał mnie w pasie, przyciągnął do siebie i szepnął do ucha:
 - Jeśli ty mu dzisiaj tego nie powiesz, ja to zrobię. Mam dość waszych humorów, Koichi.
Po czym puścił mnie i wyszedł, pozostawiając zdezorientowanego, na łasce (lub niełasce) wyobraźni.
Za dużo myślę, stanowczo za dużo myślę... 
  "Mam dość waszych humorów..." - słowa blondyna błądziły po mojej głowie odbijając się echem od czaszki. Czułem, jakby wszystkie myśli nagle wyparowały, zostawiając miejsce tylko dla tej jednej. 
 Nie myśl tyle.
Z westchnięciem pokręciłem głową. Zapaliłem prawdopodobnie ostatni raz przed koncertem i wyszedłem na próbę dźwięku. 


~*~


 Stojąc przed lustrem po raz ostatni poprawiałem spodnie, które wyjątkowo zamiast spadać - podwijały mi się do góry. Złośliwość rzeczy martwych. Wyplułem z siebie nie nadające się do zacytowania słowo, siadając na kanapie i wsłuchując się w krzyki zebranych już na sali fanów. Zamknąłem oczy i rozsiadłem się wygodniej, biorąc głęboki wdech. Po chwili poczułem, jak kanapa obok mnie delikatnie się zapada, następnie dotyk dłoni na ramieniu.
 - Stresujesz się? - niski, lekko zachrypnięty głos szepnął mi do ucha, przynosząc mojej próbie wyciszenia się zupełnie odmienny skutek.
Otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na właściciela owego głosu, patrzącego na mnie intensywnie zza bladoróżowych soczewek. Uśmiechał się.
Odwróciłem wzrok i podniosłem się do siadu prostego a następnie wstałem z kanapy.
W ostatniej chwili złapał mnie za rękę i zatrzymał:
 - Jesteś zły? Nie odpowiedziałeś na pytanie...
 - Co to za nagła zmiana nastroju? - spytałem chłodno olewając to, co do mnie powiedział. Uśmiechałem się jednak pod nosem; Stałem do niego tyłem, więc nie widział mojej twarzy.
 - Koichi - wstał z kanapy, jego ciepły oddech owionął moją szyję. Zamknąłem oczy, starając się jednocześnie od niego uciec - Przykro mi, jeżeli moje zachowanie w jakikolwiek sposób cię uraziło...
Był coraz bliżej.
Jego dłoń spoczęła na mojej, patrzył mi prosto w oczy; W jego spojrzeniu malowało się coś na kształt błagania. Starałem się odwrócić wzrok.
 Nienawidzę Cię - pomyślałem, zaciskając powieki - Nienawidzę tego, w jaki sposób na mnie działasz. Nienawidzę Twoich pięknych czekoladowych tęczówek, które nie tracą swojej magii nawet pod ukryciem kolorowych soczewek i makijażu. Nienawidzę Twoich pełnych, magnetyzujących ust. Nienawidzę Cię, nienawidzę... 
 Dlaczego jestem tak beznadziejnym romantykiem...?
  - Koichi! Na scenę, w podskokach! Ile razy można powtarzać? - nasz manager wydarł się na mnie. Zamrugałem kilkakrotnie oczami i ze zdziwieniem spojrzałem na stojącego wciąż przede mną Tsuzuku. Wyrwałem się z jego uścisku i popędziłem na scenę.

 Moment, w którym wchodziłem na podest sceniczny był niesamowity. Jak zwykle zresztą. Na chwilę zapomniałem o wokaliście i dziwnym zajściu w garderobie. Była to ta chwila, w której adrenalina uderza do głowy, wskakując na niewyobrażalnie wysoki poziom - czuję wtedy przyjemne ukłucie w podbrzuszu, gdy padają na mnie światła. I to uczucie, gdy widzi się tych wszystkich ludzi, którzy przyszli do klubu dla nas - czwórki zwykłych ludzi robiących to, co lubią najbardziej.
Czułem się oderwany od rzeczywistości. Przez chwilę jedynym co słyszałem było bicie mojego serca, jakby nierytmiczne, miało swoje własne, dziwne tempo. Ten dziwny, głuchy dźwięk aż rozsadzał moją głowę od środka.
 W chwili, w której dosięgnęły mnie światła kolorowych reflektorów, ze zdwojoną siłą dotarła do mnie reszta bodźców - fani krzyczący moje imię, sala wypełniona po brzegi, zbierający się w powietrzu zaduch i zapach potu. Czuć było atmosferę rozpoczynającego się koncertu.
Kilkanaście sekund później krzyki nabrały mocy. Chociaż domyślałem się, jaki był powód tej wzmożonej radości, mimowolnie spojrzałem w prawo. Tak, jak się spodziewałem - na scenę wchodził właśnie uśmiechnięty szeroko Tsuzuku, gestem dłoni pozdrawiając fanów. Mijając mnie, drugą ręką ledwo zauważalnie musnął moje (notabene celowo) odkryte biodro. Zadrżałem. 
Nie potrafiłem zrozumieć jego zachowania.
Tak samo jak pewnego rodzaju zagadką pozostawało dla mnie zachowanie widowni.
   Kochają go... 
Zaśmiałem się pod nosem i spojrzałem pobłażliwie na fanów.
  Naiwni głupcy... 
Nie mają nawet prawa wiedzieć, czym jest miłość do Tsuzuku.
W tamtej chwili poczułem nad nimi pewną wyższość, czy nawet pogardę.
 Uśmiechnąłem się i pozwoliłem sobie tymczasowo się odprężyć. Do końca intro zostało tylko kilka sekund.
Odliczałem czas.
 I wtedy wszystko się zaczęło.
Z początkiem pierwszej piosenki poczułem się kompletnie odcięty od rzeczywistości. Skupiałem się jedynie na tym, żeby grać równo i starać się nie zwracać uwagi na ruchy Tsuzuku, który kilka metrów ode mnie wił się, niczym w agonii.
Jakim cudem on się tak wygina? Z plasteliny jest, czy co? Chyba nie ma kości. Ciekawe, czy...
 - Ej Koichi - nagle tuż koło mojego boku, zasłaniając mi widok na wokalistę, zmaterializował się MiA - Zawiesiłeś się.
 - Co? - odwróciłem się w jego stronę i z opóźnieniem zdałem sobie sprawę z tego, że chyba powinienem się ruszać - Przepraszam...
Chcąc w głupi sposób odwrócić uwagę fanów od mojej chwilowej blokady (i swoją od Tsuzuku), zacząłem skakać po scenie jak opętany. Dobiegłem do Meto, który podążył za mną wzrokiem politowania, później na stanowisko Mii i z powrotem na swoje miejsce, cały czas udając, że materialny Tsuzuku nie istnieje.
Unikanie go szło mi całkiem dobrze - musiałem po prostu cały czas mieć wzrok skupiony na widowni, względnie na Mii lub Meto. Wiele ułatwiał fakt, że scena była dość sporych rozmiarów, z powodzeniem więc mogłem zachowywać się tak, jakby go tam nie było, zbliżać się do niego tylko wtedy, kiedy było to naprawdę konieczne (czyli prawie wcale) i w miarę możliwości unikać patrzenia na niego, co było już nieco trudniejsze. Czułem się trochę tak, jakbym wyszedł z sali kinowej w najlepszym momencie filmu.

  Koncert dobiegał końca. Zostały jeszcze tylko dwie piosenki. Przedostatnią dotrwałem do końca i ze szczęścia trochę mnie poniosło, bo w akcie zwycięstwa zacząłem skakać energicznie po scenie - najpierw do zaskoczonego moją nagłą zmianą humoru Mii, aż wreszcie dotarłem do skrzynki Tsuzuku na środku sceny. Oparłem się na niej, dumnie wypinając pierś w stronę ucieszonej widowni.
 Niespodziewanie straciłem równowagę i zanim upadłem poczułem, jak czyjaś ręka oplata mnie w pasie. Jedna stopa zsunęła się ze skrzynki, drugą wciąż się opierałem. Bas obrócił się, ciągnąc mnie w dół. Spojrzałem jeszcze na twarz trzymającej mnie postaci, zamrugałem parokrotnie i zanim zdążyłbym pomyśleć "fanserwis", poczułem dotyk miękkich ust na swoich. Szarpnąłem się, ale wokalista ani myślał mnie wypuszczać. Spróbowałem jeszcze raz, ale Tsuzuku tylko się uśmiechnął, nawet nie dając mi nadziei wyswobodzenia się z jego uścisku. Chciałem go odepchnąć, wykrzyczeć mu prosto w twarz jak bardzo go nienawidzę i uciec, zaszyć się gdzieś, gdzie mnie nie znajdzie. Poczułem jak ze wstydu zaczynają piec mnie policzki a spod zamkniętych powiek spływają łzy. Poddałem się i jedynie czekałem aż przestanie.
 Co się dzieje...? 
Nadal nie przestawał.
 CO SIĘ DZIEJE? Za długo...
DOŚĆ, pomyślałem i ugryzłem jego język, który próbował rozchylić moje wargi.
Poczułem jak wstrząsa nim delikatny dreszcz.  Puścił mnie, oblizując stróżkę krwi, która pociekła z jego przygryzionego moimi "wampirzymi" zębami języka. Patrzyłem na niego z przestrachem, zastanawiąjąc się, dlaczego to zrobił.
Uciekłem wzrokiem w stronę Mii, który podpierał się pod boki z triumfalnym uśmiechem wysmarowanym na perfekcyjnie symetrycznej twarzy. Tsuzuku spojrzał na mnie i chyba zauważył moją spłoszoną minę i łzy spływające powoli po policzkach, bo nagle posmutniał.
Nie wiedząc kiedy, przełożyłem przez ramię pas i wręczyłam brunetowi intrument, cofając się powoli. Zwróciłem się jeszcze przepraszająco w stronę równie rozkojarzonej co ja publiczności i pobiegłem do toalety.
Znowu.
Wiedziałem że będzie zły. Że wszyscy będa źli - Tsuzuku, manager, fani.
Tsuzuku...
Znowu zawaliłem.
 Wbiegłem to toalety i tym razem pamiętając o zatrzaśnięciu drzwi usiadłem na zimnej posadzce. Podciągnąłem kolana pod brodę, chowając twarz w fałdach lśniącego, czarnego materiału spodni. Zdjąłem z oka przepaskę, którą zacząłem nerwowo tarmosić w dłoniach, jednocześnie starając się zniwelować drżenie, które powodowane było zarówno targającymi mną emocjami jak i zimnem docierającym do mnie przez odkryte nerki i bose stopy.
 Przypomniałem sobie ich zadowolone miny sprzed chwili i to, co się działo wczoraj. Czyżbym padł ofiarą ich kolejnego idiotycznego zakładu...? "Jak zdobyć Koichiego w ciągu 48 godzin"? Prychnąłem.
Poczułem się wykorzystany, nawet jeśli pewnie nie do końca tak to sobie zaplanowali. Pewnie gdybym pozwolił Tsuzuku pogłębić pocałunek a później nie uciekł ze sceny byliby szczęśliwi. A tak, nie dałem im powodu do satysfakcji.
Oparłem brodę na kolanach, wpatrując się w podrapane i zapisane przypadkowymi przekleństwami drzwi kabiny.
Ale mimo wszystko..., przejechałem kciukiem po ustach, rozcierając pozostałość krwistoczerwonej szminki wokalisty na dolnej wardze i palcu, czy nie to chciałem cały czas osiągnąć?
Z jednej strony poniekąd nie żałowałem, że tak się stało. W głupi sposób również i ja osiągnąłem swój cel.
Tylko że byłem zły. Nawet już nie o to co zrobił, ale w jaki sposób. Wykorzystał mnie. Tak, nie da się tego nazwać inaczej. Wykorzystał i oszukał.
A ja, głupi, zamiast czuć wszechogarniającą frustrację, złość i nienawidzić go coraz bardziej, z każdą minutą czuję coś zupełnie odwrotnego, jakby ktoś wbrew mojej woli powykręcał mi wnętrzności na drugą stronę i radością stwierdził "żyj sobie, tak będzie dla Ciebie najlepiej". A ja nie chcę! Czemu nie mogę tylko siłą woli poukładać ich z powrotem i przestać kochać Tsuzuku? Chcę znów czuć nieuzasadnioną nienawiść. Mam dość tego, jak wokalista nieświadomie dusi mnie swoim uśmiechem, owija się wokół mojej szyi, sprawiając że całe moje ciało zastyga w bezruchu a ja pozostaję wobec niego bezsilny.
 Przemyślałem sobie jeszcze raz wszystko od początku. Skąd właściwie wzięła się ta nienawiść? Nie miałem żadnego punktu zaczepienia na podstawie którego mógłbym określić jej korzenie. Może była tylko przykrywką dla frustracji? Czymś, co o wiele łatwiej nazwać. Nie mogłem mieć Tsuzuku, byłem zły z tego powodu, więc najłatwiej było mi powiedzieć, że go nienawidzę. Wyrzucić z siebie jedno słowo było o wiele łatwiej, niż nazwać całą gamę uczuć, których doznawałem w jego obecności i kiedy nie było go blisko. A jednak było mi wstyd. To jedno słowo było jak podwiędły, samotny, zwyczajny polny kwiatek, którego ktoś postawił obok bukietu kolorowych różnorodnych kwiatów, których nie potrafiłem nazwać, tak samo jak tych wszystkich uczuć, które chciałbym przekazać.
Trochę tak, jakby porównać mnie do Mii...
  - Koichi, jesteś tu? - usłyszałem skrzypienie otwieranie drzwi.
Zamarłem. Nie odezwałem się. Liczyłem na to, że uzna że poszedłem się gdzieś przewietrzyć i da sobie spokój z szukaniem mnie. Potem wezmę taksówkę do hotelu - tak, dobry plan, Koichi. Gdzie mój medal, co?
Haloo, no gdzie ten me-
- Ej wyłaź no.
Trzepnąłem się dłonią w twarz. Czemu on się nigdy nie poddaje?    
W wąskiej szparce pod drzwiami zauważyłem cień podeszwy jego creepersów. Stał tam chwilę, pewnie mając nadzieję że jak ostatni kretyn pomyślę że sobie poszedł i wyjdę z kryjówki, ale po kilku sekundach chyba się zniecierpliwił, bo zaczął szarpać za klamkę.
 - Wiem, że tam siedzisz. Wyłaź, albo wyważę drzwi. Wtedy wina spadnie na ciebie!
Miłość tragiczna, prychnąłem. Ani myślałem ruszać się z miejsca.
Widać usłyszał to pruchnięcie, bo przestał na chwilę się miotać, po czym odezwał się zwycięsko:
 - Wiedziałem, że tam jesteś.
 - Kretyn z ciebie, nie ma mnie tu. Ufo mnie porwało, idź sobie.
 - Nie zgrywaj księżniczki, Ko-chan (od autorki: uwielbiam jak tak do niego mówi, niczego nie żałuję XD), mam ci do przekazania coś ważnego i nie cierpiącego zwłoki, wyjdziesz czy nie?
O, bierzesz mnie na litość? Myślisz że dając mi złudzenie wolnej woli coś zdziałasz? Matoł.
 - Nie - naburmuszyłem się.
 - Jak chcesz. Żebyś potem nie żałował.
I wzajemnie, pomyślałem, już tym razem z gorącą nadzieją, że nareszcie skapitulował.
Ale oczywiście musiało być inaczej i do tej jego pustej głowy z siłą supernowej wleciał kolejny wybitnie inteligentny pomysł, o czym przekonałem się niecałe dwie sekundy później, kiedy zza ścianki przedzielającej kabiny wyłonił się jego czarny, kudłaty łeb, następnie ręka, druga i obie nogi.
 - Co ty robisz, idioto? - krzyknąłem wyraźnie wystraszony, gdy zadyndał stopami tuż koło mojej twarzy - chcesz nas obu zabić?
 - Wiesz... Mam co do ciebie nieco inne plany - Wysapał i znalazłszy oparcie na toalecie, zeskoczył lekko, lądując w kucki tuż przede mną.
Cudownie, teraz wywali mnie z zespołu i będzie patrzył jak się męczę błądząc po świecie, szukając zajęcia.
Odwróciłem twarz, gdy próbował spojrzeć mi w oczy.
 - Płakałeś - delikatnie ujął moją twarz w dłonie a ton jego głosu nagle nabrał delikatności.
 - Nieprawda - nadąłem policzki, starając się na niego nie patrzyć.
 - Widzę przecież, nie rób ze mnie idioty.
 - Nie muszę, sam radzisz sobie z tym zadaniem idealnie. Poza tym to moja kwestia.
 - O czym ty mówisz...? - otworzył szeroko oczy.
 - "Nie rób ze mnie idioty" - zacytowałem go, łapiąc jednocześnie jego dłoń i odtrącając ją od mojej twarzy. Podniosłem się z podłogi i przez chwilę patrzyłem z wyższością na zdziwionego wokalistę.
 - Koichi...? Ale ja nie wiem o co chodzi... - wstał, zagradzając mi drogę.
 - O zabawę moim kosztem - wyminąłem go i szybko otworzyłem drzwi do toalety.
 - Twoim kosztem? - znalazł się tuż obok mnie i napierając na mnie całym swoim ciałem przygwoździł mnie do ściany. No nie, znowu...? Na moje policzki znów wystąpiły zdradzieckie rumieńce, modliłem się w duchu, żeby gruba warstwa podkładu nie starła się do końca - To mnie MiA wykorzystał w tych waszych kretyńskich podchodach.
 - Jakich pod- Zaraz... - obdarzyłem go sceptycznym spojrzeniem - To to nie był zakład...?
 - Zakład? Namówiłeś Mię do tej akcji z fanserwisem - zamilkł na chwilę, po czym poluzował uścisk i zaczął gorączkowo myśleć. Coś nowego - Ty... wcale tego nie zrobiłeś, prawda?
 - Oczywiście że nie! Chyba gdybym to wymyślił nie opuściłbym sceny przed skończeniem koncertu! Za kogo ty mnie masz, co?
Rany, co jest nie tak z jego myśleniem dedukcyjnym?
 - Jeszcze się nie domyśliłeś? - jego twarz, na którą wpełzł złowieszczy uśmieszek, niespodziewanie znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Wstrzymałem oddech.
Patrzyła na mnie para pięknych, czekoladowych oczu. Jeszcze przez chwilę wyrywałem mu się, ale potem zdałem sobie sprawę, że przez mój upór tylko sobie szkodzę. Pomimo tego, że serce waliło mi w piersi jak szalone, spróbowałem rozluźnić się, wyrównując oddech. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, by pozostałe zmysły przejęły nade mną kontrolę - dotyk, słuch i węch. Wdychałem jego delikatny i jednocześnie wyrazisty zapach., pełen sprzeczności, tak samo, jak on sam. Nieśmiało dotknął mojego podbródka. Drgnąłem, jednak nie odepchnąłem go. Znajdował się coraz bliżej, czułem jego oddech owiewający moją twarz. Dziwiłem się, że serce nie wyskoczyło mi jeszcze z piersi, denerwowałem się, miałem wrażenie, że każda sekunda trwała wieczność.
Jego dłoń utonęła w moich włosach, rozpuszczając upięty misternie kucyk. Przejechał dłonią po moim odkrytym biodrze przyciągając mnie do siebie i powoli, jakby bojąc się że mnie wystraszy, zetknął nasze usta.
 Zachowywał się zupełnie inaczej, niż chwilę temu, na scenie, miałem wrażenie, że tamto w ogóle nie miało miejsca. Jego delikatność wręcz zbiła mnie z tropu; Przeczył mojemu całemu wyobrażeniu tego, jaki jest - brutalny, wręcz sadystyczny, agresywny, dominujący, zawsze siłą biorący od życia to, co mu się należało...? Skąd. Czekał na moje przyzwolenie odnoście podjęcia kolejnego kroku, nie pośpieszał mnie.
 Leniwie oddałem pocałunek, zarzucając mu ręce na ramiona i przysunąłem możliwie jak najbliżej, rozchylając delikatnie wargi. Wykorzystał to natychmiast, łapiąc mój język między połówki swojego. Zaśmiał się, gdy z moich płuc uciekło niekontrolowane westchnięcie. Zabrałem jedną dłoń z jego pleców i zsunąłem na wysokość jego bioder, podwijając następnie czarny t-shirt z logiem naszego zespołu do góry. Zamruczał prowokująco.
 W tamtej chwili mogło się stać dosłownie wszystko.
I pewnie byłoby tak, gdyby nie fakt, że nagle usłyszeliśmy kroki na korytarzu a tuż potem drzwi otworzyły się.
Brunet odskoczył ode mnie jak poparzony a ja, nie myśląc za bardzo co robię, odwróciłem się w stronę lustra, udając, że poprawiam makijaż, który i tak był kompletnie rozmazany. Ależ jestem inteligentny.
 - Wszystko widziałem~
W drzwiach stał ucieszony MiA, opierając się jednym bokiem o rozsypującą się framugę. W jego oczach tańczyły jakieś dziwne ogniki, było w nich coś na kształt dumy. Zamrugałem kilkakrotnie na jego widok. Podszedł kilka kroków w nasza stronę.
 - Pukać cię nie nauczyli? - warknął Tsuzuku - Wynoś się stąd.
 - A ciebie nie nauczyli, że jak obściskujesz się w takim miejscu musisz być przygotowany na niespodziewane wizyty? - podparł się jedną dłonią o biodro, drugą uniósł w geście niewinności - nie mam pojęcia o czym mówisz.
 - Już ty dobrze wiesz, diable wcielony. Później się z tobą rozmówię - stał jeszcze chwilę w miejscu patrząc na gitarzystę, który wyraźnie nie miał zamiaru zostawiać nas znowu samych, po czym westchnął i podszedł do niego z groźną miną.
Gdy już myślałem, że dojdzie do rękoczynów a ja - niezwykle krucha i delikatna osoba* - będę musiał ich rozdzielać, stało się coś dziwnego - wokalista uścisnął blondyna przyjacielsko, szepnął mu coś na ucho a następnie złapał mnie za rękę i marudząc coś o moich bosych stopach wyprowadził z łazienki.
Cały ten czas czułem na sobie triumfalne spojrzenie naszej zespołowej blondyneczki.

TO BE CONTINUED, HEHE~
________________
* to był sarkazm, jeśli ktoś nie wyczuł ;A;


Dzisiejsze zadanie dla was: odgadnijcie fetysz cioci Keró ;;
Podpowiedź: jest to coś, co pojawiło się już chyba w każdym opowiadaniu, czuję się jak Murakami *ok*

Zachęcam do komentowania ;3; Jeśli zauważyliście jakieś błędy, dajcie mi natychmiast znać, ze zmęczenia mogłam coś pominąć (:


14 komentarzy:

  1. Huh, w końcu się doczekałam kolejnej części, choć przyznam niechlubnie, że zapomniało mi się już nieco, co było w poprzedniej... =.='' Mimo wszystko podobało mi się - a jakże! W ogóle bardzo, ale to bardzo podoba mi się sposób opisywania myśli i emocji Koichiego w tym opowiadaniu. Jest nieco zabawny, a przy tym łatwy do zrozumienia no i, co najważniejsze, taki... melodramatyczny? Nie... Taki pasujący do opowiadań yaoi, gdzie muzycy ze świata j-rocka zawsze są płochliwymi dziewicami, które nie radzą sobie ze swoim "ja" emocjonalnym xD Nie umiem zbyt dobrze opisać, o co mi chodzi, ale w każdym razie jest git majonez :D
    MiA jest zły - no ja to wiedziałam, odkąd tylko po raz pierwszy zobaczyłam Mejibray - i w końcu znalazł się ktoś, kto też tak uważa! Patrzysz na tą symetryczną mordkę i co?... i wiesz, że w tym tlenionym łbie czai się coś złego. Intrygi. Same intrygi. Dobrze Tsuzu go nazwał - "diabeł wcielony", szatan, pan chaosu i zamętu skryty za śliczną buźką i toną gładzi szpachlowej. Na zdjęciach dorysowuje sobie koci nosek i wąsy, niby taki delikatny, słodki, ale w istocie jest zły xp Perfidnie kuszący w dodatku! C:
    Dobra, rozpisałam się trochę nie na temat - ale odnośnie twojego fetyszu to nie wiem. Z początku myślałam o bosych stopach, ale teraz chyba obstawiałabym bardziej gołe nerki xD
    I jeszcze co do informacji o błędach - było parę interpunkcyjnych, ale to jak wiadomo, każdemu się zdarza przez niedopatrzenie czy pośpiech. Odnośnie jeszcze tylko układu to raz pojawiało się wcięcie w tekście (tab), a raz nie, przez co niekiedy nie wiedziałam czy jest to kontynuacja poprzedniej myśli czy nowy wers. No i dodam jeszcze coś do tych wcięć w tekście w postaci kursywy, myśli Koichiego - jeśli wplatasz między nie tekst w postaci tego, co podczas tej myśli robił Ko-chan to oddziela się to myślnikami, nie przecinkami; chodzi mi na przykład o to: "Ale mimo wszystko..., (myślnik zamiast przecinka) przejechałem kciukiem po ustach, rozcierając pozostałość krwistoczerwonej szminki wokalisty na dolnej wardze i palcu, (kropka i myślnik zamiast przecinka) czy nie to chciałem cały czas osiągnąć?". Teoretycznie niby nic, ale zawsze lepiej to wygląda i dzięki temu lepiej się też czyta (ja i mój zmysł perfekcjonisty... (/.-)'' )
    W każdym razie bardzo mi się podobało i z niecierpliwością znów będę czekać na kolejną część. Ciekawi mnie, jak się Ko-chan i Tsuzu-chan rozprawią z Mią... Mia... Kuźwa, nigdy nie wiem czy to się odmienia, czy nie =.='' Czekam na kolejną część z utęsknieniem, bo moim zdaniem w internetach również jest za mało ficzków o Mejibray. Sama kiedyś fazowałam na pering Koichi x Tsuzuku, jednak z czasem przekonałam się także do Tsuzuku x MiA, choć uważam, że w tak obszernych interentach i nieskończonych perwersjach fanek powinna być różnorodność, a co za tym idzie pomysłów i paringów do wyboru, do koloru :]
    ~Kita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najdłuższy komentarz jaki kiedykolwiek został tutaj napisany *-*
      Potrafiłabym wskazać jeszcze jedną osobę, która twierdzi że MiA to zło wcielone i cicha woda XD I z tego co się dobrze orientuje to jego imię powinno się odmieniać, według mnie lepiej to wygląda (tym bardziej, że to jednak damskie imię XD)
      I chyba rozwiązałaś mój problem co do tego, czy myśli powinnam oddzielać przecinkiem, czy myślnikiem, bo miałam z tym drobny problem, dzięki ;3;
      Co do fetyszu... to nie to XD Jak do tej pory nie było tej rzeczy chyba tylko w jednym moim ficzku .-.
      Podoba mi się stwierdzenie "nieskończona perwersja" XD

      Dziękuję za cierpliwość i opinię ;u; Poprawiło mi to humor :D

      Usuń
  2. Keru-sama! Rozdział iście zacny! (nie umiem pisać komentarzy... ;-; ) Z przeogromną niecierpliwością oczekuję kolejnego! I obiecałaś, że po tej części będzie Aoi x Kazuki! Ja ciem baldzio plosim o wspaniała Keru-sama! c;
    ~Itoko

    OdpowiedzUsuń
  3. A co do tego twojego fetyszu... Czy jest to to, że w (prawie)każdym opowiadaniu ktoś płacze... ? Zgadłam... ? ','
    ~Itoko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, to nie to XDD
      I cieszę się, że Ci się podoba :D
      A co tamtego paringu... Chyba na razie nie mam weny, żey go kończyć, ale mam nadzieję, kiedyś znów go ruszyć, oby jak najszybciej :D

      Usuń
  4. Wiecej! To takie slodkie...i w dodatku o Mejibray <3 pisz wiecej. O mejibrej i o wszystkim. Serio, w internetach powinno byc wiecej takich fajnych opowiedan o mejibray. Czekam z niecierpliwoscia na nastepna czesc i nastepne serie o nich(mam nadzieje).
    Wodospadow weny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo ^.-
      Będzie się coś jeszcze pojawiało, spokojnie ;D

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Jak tylko uda mi się wygospodarować nieco czasu ;) Przed zakończeniem tej mini-serii planuję dodać jeszcze krótki przerywnik z tym samym paringiem :)

      Usuń
  6. Keru... ? Kiedy nowa notka... ? Już miesiąc minął od ostatniej... Nie umarłaś, prawda? Mam nadzieję, że nie, bo kto będzie pisał bloga jak Ciebie nie będzie... ? Napisz! Pięknie Cię proszę!
    ~Itoko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, na razie dwie się szykują :) Szczerze mówiąc, myślałam, że będę miała w wakacje więcej czasu a tak naprawdę, mam go mniej, niż w roku szkolnym :| Tymczasowo nie ma mnie nawet w domu, więc nie mam jak tych notek dokończyć. Ale powiem tak - w przygotowaniu jest coś specjalnego, mały przerywnik do tej pseudokomedyjki. Mam nadzieję, że wyjdzie to tak, jak planuję. Później to dokończę i liczę na to, że znajdą się chętni, którzy przeczytaliby jakąś aoihę, wtedy bym coś napisała XD

      Usuń
    2. Aoiha zawsze spoko ;> Jakikolwiek inny pairing też... ;> Tylko coś napisz! ^^

      Usuń
  7. Czytam to opowiadanie któryś raz z rzędu... chyba się uzależniłam >.< Kiedy kolejna część?

    OdpowiedzUsuń
  8. Nooo, doczekam się, czy nie?

    OdpowiedzUsuń