czwartek, 3 kwietnia 2014

"Czarno-Biały" Kazuki (Screw) x Aoi (the GazettE) - PROLOG

 Witam was po dość długiej przerwie c:
Cały czas piszę coś dla was, ale pewnie już zdążyliście zauważyć, że systematyczność jest dla mnie pojęciem obcym~

 Zaczęłam pisać... tasiemca? Tak, myślę, że mogę to tak nazwać.
Paring: Kazuki (Screw) x Aoi (the GaztteE) i poboczne~

 Ci z was, którzy przybyli tu ze strony "fuck calm and love yaoi" na facebooku wiedzą, że potrzebuję osoby do pisania "scen" :) ZGŁASZAJCIE SIĘ, NADAL NIE DOSTAŁAM ŻADNEJ PRÓBKI A BĘDĄ MI POTRZEBNE SOON ;___; Betkę już mam - jest nią Agnieszka, (tym rozdziałem się jeszcze nie zajęła, ale kolejne weźmie już pod swoją opiekę) której raz jeszcze chciałabym podziękować za to, że pomimo napiętego grafiku da radę znaleźć czas dla mnie i mojej marnej twórczości 
Dziękuję wam za cierpliwość i zapraszam do lektury ヾ(。◕ฺ∀◕ฺ)ノ
 

Aha i jeszcze jedno. Musiscie sobie wyobrazić, że całe Gazetto jest z tego samego rocznika. I że między nimi a Kazukim są tylko trzy lata różnicy wieku. Przepraszam, ale nie ma sześcioletniego liceum XDDDD Musiałam to dopasować do fabuły, mam nadzieję, że nie będzie wam to przeszkadzało~


PROLOG

  Z nieukrywaną fascynacją patrzyłem na jego biodra kołyszące się w rytm dźwięków wydobywających się z instrumentu przewieszonego przez jego lewe ramię. W pewnym momencie puścił struny, skierował wyprostowane ręce w stronę niewielkiej publiczności, po czym posłał w tamtą stronę całusa. Lustrował wzrokiem wszystkich zebranych na sali, z dumą pokazując, że zna swoją wartość i że zdecydowanie nie jest ona niska. 
 Był jednak moment, gdy jego wzrok uciekał zbytnio w prawo. Wtedy jego spojrzenie robi-ło się zimne, albo nawet smutne. Tylko na chwilę. Po to, by za kilka sekund na jego twarzy znów zawitał szeroki uśmiech. Bolało mnie to. Dlaczego? Bo wtedy jego spojrzenie trafiało na mnie. Na nic nie wartym małym karaluchu. Tak, to były jego słowa. Człowieka, który był dla mnie wzorem do naśladowania i nie tylko. Skoczyłbym za nim w ogień, nawet teraz, kiedy mnie tak potraktował.
  Mój wzrok znów zatrzymał się na jego kołyszących się biodrach. W momencie, gdy przez półprzymknięte powieki uśmiechał się prowokująco do publiczności, z powodzeniem unikając mojego spojrzenia.


***
  Pół roku wcześniej:

 - Dziwka – Matsumoto Takanori potrącił mnie łokciem, mijając mnie na zatłoczonym szkolnym korytarzu, niby niechcący wysypując wszystkie niesione przeze mnie zeszyty.
 Westchnąłem ciężko i przykucnąłem żeby je pozbierać. Kątem oka widziałem, że nadal nade mną stoi, zapewne uśmiechając się szyderczo. 
 - Kiedy ci się to znudzi? - spytałem sucho, nie przerywając zbierania zeszytów.
 - Kiedy przestaniesz się zachowywać jak mała dziwka – odparł, a właściwie wyszczekał.

Jestem kozłem ofiarnym dlatego, że jestem młodszy?, pomyślałem, ale nie wypowiedziałem tego na głos. Nie chciałem, żeby spuścił mi lanie na środku korytarza. Z pewnością byłby do tego zdolny. 

  Wypuściłem tylko powietrze z płuc z wymownym prychnięciem, co strasznie nie spodobało się starszemu, który natychmiast znalazł się na wysokości mojej twarzy, przypierając mnie do szafek, stojących pod ścianą, znów – tym razem celowo – wysypując mi zeszyty z rąk. Zamarłem. Matsumoto przygryzł w złości dolną wargę. Tak bardzo, że z prawego kącika popłynęła cienka strużka krwi. 
Nie wiem czemu zawsze się tak wkurzał. 
 - Słuchaj, gówniarzu – warknął, plując na wszystkie strony – To, że jesteś z dobrej rodziny nie znaczy jeszcze, że możesz się panoszyć, rozumiesz? - I kto to mówi?
Zacisnąłem dłonie w pięści. Miałem wielką ochotę go walnąć, ale wtedy na pewno by mi oddał. Jakby nie patrzeć, był ode mnie starszy i silniejszy. Wolałem nie ryzykować. 
  Pomimo jego usilnych starań, nie patrzyłem mu w oczy. Wkurzył się. Z jego gardła wydobył się dźwięk przypominając warczenie wkurzonego amstaffa. 

Wygląd pasuje, pomyślałem i zaśmiałem się głupio. 

 - Co cię tak bawi? - szarpnął mną, uderzyłem głową w szafkę – Zadałem ci pytanie, głuchy jes-
 - Starczy tego, Ruki – odezwał się ciepły, niski głos. Na ramieniu mojego oprawcy spoczęła pełna opanowania dłoń. 
 - A... Aoi? - twarz, która jeszcze chwilę temu wyrażała żądzę mordu teraz była zdezorientowana. O ile nie wystraszona – Stajesz w obronie tej dziwki? - zapiszczał, szarpiąc mnie wymownie za kołnierz koszuli od mundurka.
 - Powiedziałem – dość! - Shiroyama złapał go władczo za przedramię, mocno zaciskając na nim swoją dłoń. Ruki natychmiast mnie puścił. 
  Obaj byliśmy rozkojarzeni. Dlaczego Aoi to zrobił? Trochę to do niego nie podobne, żeby stawał w obronie młodszych, szczególnie w MOJEJ obronie. 
 - Dlaczego...? - Spytał Ruki w chwili, gdy już otwierałem usta, żeby powiedzieć dokładnie to samo.
Szatyn prychnął, ale się nie odezwał.
 - Aoi...?! - kurdupel zaczął panikować.
 - Przestań, Ruki – pomachał na niego lekceważąco ręką – Nie mam dzisiaj ochoty na twoje humory.
 Rozbrzmiał dzwonek, oznajmiający koniec przerwy. Ruki patrzył rozkojarzony to na mnie, to na Yuu. 
 - Podnoś tyłek, idziemy na matmę – Aoi złapał go za kołnierz i podciągnął go góry.
 - Hai... - Mały podniósł się posłusznie – A tobie, mały pasożycie, jeszcze się dostanie.   
Jego wzrok ciskał błyskawice. Odwrócił się na pięcie i ruszył grzecznie za przyjacielem.
  A ja siedziałem pośród rozrzuconych zeszytów, w pustoszejącym korytarzu, patrząc na uczniów wchodzących do klas. 
Nikt nawet nie zwrócił uwagi na to, co się przed chwilą stało. 
Nikt nie podszedł, nie spytał czy mi pomóc. 
Kolejny dzień w raju. 
  Znów westchnąłem, pozbierałem zeszyty i poszedłem spóźniony do klasy. Oczywiście byłem kompletnie rozkojarzony i w ogóle nie zwracałem uwagi na to, co się działo na lekcji. Więc, oprócz oczywistej uwagi za spóźnienie dostałem jeszcze jedynkę. Dzięki, Matsumoto. 

  Boże, rodzice mnie chyba zabiją – marudziłem sam do siebie. 
Szedłem do domu powłócząc nogami. Jak najwolniej, odkładając w czasie moment, w którym będę musiał powiedzieć, co się stało w szkole. Oczywiście, o awanturze z Rukim nie miałem zamiaru wspominać ani słowem. 
 - Wróciłem – powiedziałem smętnie, wchodząc do domu i rzucając torbę na skrzynię w przedpokoju.
 - Coś taki smutny? - mama wyjrzała zza framugi drzwi prowadzących do kuchni – Coś się stało? 
 - Nie. Tak. Nie wiem... Dostałem jedynkę. 
Spojrzała na mnie pobłażliwie. 
 - Dlatego masz taki humor? - Nie do końca..., pomyślałem – Dobrze się uczysz, więc nie mogę być o to zła. Każdemu się to zdarza – Wytarła ubrudzone z mąki ręce, podeszła i przytuliła mnie. 
Jednak miałem najlepszych rodziców na świecie. Uśmiechnąłem się, podziękowałem i poszedłem do pokoju. 
  Z nieco poprawionym humorem odrobiłem lekcje, po czym usiadłem wyprostowany na łóżku i spojrzałem na czarną gitarę, stojącą samotnie w kącie.
  To przez niego zacząłem grać, czyż nie? Kiedy zobaczyłem, jak jego palce poruszają się po gryfie, też zapragnąłem nauczyć się grać. I się nauczyłem. Chociaż to nie był ten sam poziom, powoli spełniałem swoje marzenie. W ten sposób poznałem swojego najlepszego przyjaciela – Byou, który śpiewał. Miał naprawdę genialny głos. Przysięgliśmy, że kiedyś założymy razem zespół. 
  Moje przemyślenia gwałtownie przerwał dzwoniący telefon. Spojrzałem na wyświetlacz. O wilku mowa.
 - Tak?
 - Kazuki...  - Czyżby coś się stało? Jego głos był strasznie poważny – Słyszałem, że pobiłeś się z Takanorim Matsumoto z trzeciej klasy. 
 Potarłem skronie. Pięknie. Kocham sposób, w jaki roznoszą się plotki w naszej szkole. Niby nikt nic nie widział, a tu nagle dzwonie Byou, który miał wtedy lekcje w innym skrzydle. Ciekawe...
 - Z nikim się nie pobiłem – burknąłem wymijająco – To raczej on prawie pobił mnie, ale to szczegół. W każdym razie, w odpowiednim momencie zainterweniował Aoi i... - ups.
 - Aoi? Boże jest gorzej, niż myślałem – wbrew pozorom, był rozbawiony. I to bardzo. 
 - Wiesz co, Byou... Chyba już nigdy nic ci nie powiem. Miałem się z nim bić? Wtedy byłoby dobrze, co? 
 - Wtedy zachowałbyś się jak facet – teraz był śmiertelnie poważny – Ale nie. Ty cały czas łazisz i gadasz „Aoi-senpai to, Aoi-senpai tamto”. Błagam cię...
 - Już o tym rozmawialiśmy – niecierpliwiłem się – Tu nie ma nic-
 - Tak, jasne – przerwał mi. Na jego usta zapewne zawitał wredny uśmiech. Poznałem po głosie – Dobranoc, Kazu-chan – wymruczał mi słodko do słuchawki, po czym po prostu się rozłączył, nie czekając na odpowiedź. 
  Naiwnie wywaliłem język w stronę telefonu, tak, jakby mój przyjaciel mógł to zobaczyć. 

  Następnego dnia w szkole było względnie spokojnie. Względnie, ponieważ kilka razy mijałem Ruksa na korytarzu. Zawsze był z nim jednak albo Aoi albo Kouyou, którzy pilnowali, żeby nie robił głupot. Jeśli chodzi o Aoi'a, po prostu przechodził dalej, nawet na mnie nie patrząc. Mierzwił jedynie swoje włosy w zakłopotaniu. Natomiast Takashima uśmiechał się przepraszająco, co sprawiło, że czułem się głupio. Lubiłem go i nie chciałem, żeby miał z mojego powodu wyrzuty sumienia. Na szczęście Matsumoto nie widział jego miny, bo biedak mógłby jeszcze oberwać. Pomijając fakt, że Kouyou był większy od wyżej wymienionego o głowę, nawet on nie mógł się czuć bezpiecznie w towarzystwie tego małego agresora. Po prostu nie i koniec. 
  Mijałem ich już trzeci raz tego dnia, kiedy nagle zauważyłem pośród tłumu charakterystyczną blond czuprynę. 
 - Byou! - krzyknąłem.
 - Widzę, że ktoś tu załatwił sobie goryli – podszedł do mnie, kierując swój wzrok na plecy Rukiego i Uruhy. 
 - Albo to raczej goryle postanowili się sami załatwić – powiedziałem drwiąco – Przysięgam, gdyby nie oni, już pewnie bym nie żył.  
  Spojrzał na mnie z ukosa. 
 - Błagam, tylko znowu nie zaczynaj... - przewróciłem oczami.
Uśmiechnął się tylko, wziął mnie pod rękę i ochoczym krokiem ruszył w stronę stołówki.
 - Umieram z głodu – powiedział, z niecierpliwością wyciągając szyję w stronę dużych drzwi umieszczonych na końcu korytarza.  

Już widzę te kolejki. 

 - Mogę ci dać moje bento – zawyłem błagalnie.
 - Nie marudź – pociągnął mnie jeszcze silniej. 
Nie miałem wyjścia, musiałem ustąpić. Z rezygnacją podążyłem za nim. 
  Na stołówce panował hałas i zaduch. Rozbolała mnie głowa. Już wiem, czemu rodzice nie chcieli, żebym jadał w szkole. Moją starszą siostrę posłali do prywatnej szkoły dla dziewcząt, gdzie podawane były obiady przygotowane z najwyższej klasy produktów. Ze mną chcieli zrobić to samo, ale zbuntowałem się – wolałem iść do publicznej szkoły. Dlatego prawie cztery lata, jeszcze w gimnazjum temu poznałem Aoi'a a później Byou... 
 - Hej, nie śpij – przyjaciel pstryknął mi palcami przed twarzą, co wyrwało mnie z odrętwienia.
 - Przepraszam. 
 - Coś ty taki rozkojarzony? - patrzył na mnie badawczo.
 - Ym... Właśnie zdałem sobie sprawę z tego, że nigdy nie byłem w naszej stołówce – skłamałem.
  Byou popatrzył na mnie jak na chorego psychicznie i odparł sarkastycznie, jak to miał w zwyczaju: 
 - Uważaj, bo jeszcze padniesz z zachwytu...
Zaśmiałem się  cicho. 
 Nie staliśmy długo w kolejce, wszystko szło dość zgrabnie. Byou aż przebierał nogami ze szczęścia (lub głodu, szczerze mówiąc ciężko mi było zidentyfikować), kiedy zbliżała się jego kolej, aby podejść do okienka. Przywitał się szarmancko z kucharką, która obdarzyła go pełnym politowania wzrokiem, po czym położyła przed nim talerz z jakąś substancją niewiadomego pochodzenia, która w przybliżeniu mogła być ryżem z warzywami. Nie mogłem być jednak pewny na sto procent. 
 - Fuj – skrzywiłem się na widok tego „specjału”.
 - No coś ty, przecież to raj na ziemi! - zawołał, obdarzając zachwyconym spojrzeniem kucharkę , odciągając mnie od okienka.
 - Niezły z ciebie aktor – szepnąłem gdy oddaliliśmy się na tyle, żeby kobieta w okienku nas nie usłyszała i w momencie, kiedy Byou ze skrzywioną miną wygrzebywał coś groszkopodobnego ze swojego obiadu, mrucząc „ohydztwo”. 
 - Trzeba sobie radzić – wysypał zielone kulki do śmietnika, po czym znalazł dla nas wolne miejsce. 
Usiadłem koło niego i wyciągnąłem pudełko z posiłkiem z torby. 
 - Co tam masz? - zaciekawiony, zajrzał mi przez ramię.
 - Obiad – uśmiechnąłem się drwiąco – Też powinieneś przynosić swój. Dziwne, że jeszcze się tymi glutami nie otrułeś. 
 - To są bardzo zdrowe posiłki z wysoką ilością substancji odżywczych – powiedział, wkładając sporą grudkę do ust i przełknął, nawet nie gryząc. 
 - Jak możesz to jeść i nawet się nie skrzywić? - obdarzyłem go pełnym obrzydzenia spojrzeniem.
 - Kwestia przyzwyczajenia. Instynkt przetrawnia mi to nakazuje. U ciebie by to nie przeszło – skwitował na widok równo ułożonych, idealnie symetrycznych kulek ryżowych. 
 - Ja przynajmniej wiem, co mam na talerzu.
Mój przyjaciel przewrócił oczami i zabrał się za swój posiłek. 
  Jedliśmy sobie spokojnie, rozmawiając na luźne tematy, aż nagle poczułem, że ktoś nade mną stoi. Na blat stołu padł spory cień. Przełknąłem głośno, mając zamiar uciec, ale nie miałem za bardzo gdzie. Jedyne co mi pozostało, to obrócić się i zobaczyć, kim jest tajemniczy osobnik. 
 - Cześć – Kouyou Takashima uśmiechał się szeroko. Nastroszone, farbowane na rdzawy blond włosy opadały mu w figlarny sposób na ramiona. 
 - Cz... cześć...? - Powiedzieć, że byłem zdziwiony, byłoby bardzo nie na miejscu. Lepiej ode mnie wyglądał jednak Byou, który otworzył oczy tak szeroko, że zdziwiłem się, że jeszcze nie wypadły. Oczywiście, usta również miał otwarte – Byou, ogarnij się – szepnąłem dyskretnie, po czym zwróciłem się w stronę wielkoluda – Mogę ci w czymś pomóc? 
 - Właściwie to mam pytanie – bezczelnie odsunął wolne krzesło i usiadł koło mnie, patrząc mi prosto w oczy – Co zrobiłeś Rukiemu, że chodzi taki wkurzony? 
 - Daj spokój, to było wczoraj, do jutra pewnie mu przejdzie... - powiedziałem wymijająco, skupiając wzrok na posiłku. 
  Zdecydowanie mu to nie wystarczyło. Złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę. Wpatrywał się ze skupieniem, wlepiając we mnie ogromne, brązowe oczy.
 - No...?
  Chciałem, żeby sobie już poszedł, więc postanowiłem mu powiedzieć. W końcu był jego przyjacielem, tak? 
 - Myślę, że jest zazdrosny o Shiroyamę. Hej, czy z tym waszym wokalistą na pewno jest wszystko w porządku? Zachowuje się jak zakochana dwunastolatka.
Uruha zaśmiał się perliście, po czym spoważniał. 
 - Gdyby o to chodziło już dawno by ci dogadał.
 - Jak, skoro na krok go nie odstępujecie? - tak, to miało sens – Może sami go spytacie? 
 - Aoi powiedział, że nie chce wiedzieć. Śpię spokojniej, będąc nieuświadomionym w pewnych sprawach  – wyprostował się i zacytował z uniesionym palcem wskazującym – tak, to jego słowa – puścił perskie oko – A Ruki stwierdził, że skoro tak bardzo chcę wiedzieć, mam się ciebie zapytać. Więc jestem. 
 - A co ci tak na tym zależy? - spojrzałem na niego podejrzliwie. 
 - Martwię się o nich – powiedział, od niechcenia rysując palcem kółka na blacie stolika – Więc...?
 - Więc... - odetchnąłem. On ma na mnie zdecydowanie zły wpływ. Powinienem być bardziej asertywny  – Była taka sytuacja, w zeszłym tygodniu. Udało mi się wybłagać Aoi'a, żeby podszkolił mnie w grze. Więc przyszedłem do niego z gitarą i zaczęliśmy ćwiczyć. Ale szybko zrobiło się późno i nie miałem jak wrócić, więc Aoi sam zaproponował, żebym został na noc. Nie narzucałem się. Chyba nawet chciałem wracać pieszo do domu, ale powiedział, że nie chce mieć trupa na sumieniu, więc zostałem. Następnego dnia i tak była sobota. Rano przyjechał Ruki i kiedy zobaczył mnie śpiącego u Aoi'a w domu, wpadł w szał. Najlepsza scena zazdrości, jaką w życiu widziałem – zaśmiałem się drwiąco.
  Takashima patrzył na mnie, wyraźnie rozbawiony. 
 - Chyba rozumiem – uśmiechnął się.
 - Słuchaj, czy oni są razem? - postanowiłem być bezpośredni. 
 - Kto wie...? - powiedział tajemniczo, patrząc w okno, za którym widać było delikatnie opadające z nieba płatki śniegu. 
 Spojrzałem na niego, z zaciekawieniem. Czyli jednak obaj wolą chłopców, co?, zadrwiłem. 
 - Pasują do siebie – wstałem od stołu skierowałem się w stronę wyjścia.
 - Czyżbyś był zazdrosny? - Kouyou pobiegł za mną.
 - A wyglądam, jakbym był taki jak oni? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, unosząc jedną brew. 
 - A chciałbyś być? - postanowił kontynuować zaczętą przeze mnie gierkę. Uśmiechał się prowokująco. 
 - Przestań – trąciłem go subtelnie łokciem. 
Zaśmiał się szeroko, bo czym spojrzał na zegarek. 
 - Muszę już iść na lekcje – powiedział – Przemyśl sobie to, co ci powiedziałem! - pomachał mi, po czym zniknął w tłumie.
 - Nigdy – Powiedziałem do siebie 
  Zauważyłem, że Byou patrzy na mnie zaciekawiony. Kompletnie zapomniałem o jego obecności. Fajny ze mnie przyjaciel, nie ma co. Teraz to dopiero będzie mi dokuczał. 
 - On zawsze gada w taki sposób? - wyglądał na zakłopotanego.
 - Nie przejmuj się nim. Chodź na lekcje, zostały już tylko dwie. 
 Wzruszył ramionami i poszedł do klasy. 

 ***

    Zima zapowiadała się przepięknie. Pierwszy śnieg przyszedł w połowie listopada, szybko zasypując ostatki walczących roślin i utrudniając ruch drogowy. Niestety, szkoła nie została zamknięta.
 Matsumoto jakby mniej mi dokuczał, ale za to spojrzenia Aoi'a stawało się coraz bardziej nieznośne. Byou mówił: „masz, co chciałeś”. Ale ja po prostu chciałem się z nim zaprzyjaźnić, a nie widzieć, jak codziennie mierzy mnie wzrokiem, z którego nic nie dało się wyczytać. Czułem się nieswojo. 

Pewnego razu widziałem, jak Takashima złapał go za rękę i idąc środkiem korytarza patrzył na mnie wymownie. Dla niego wymownie, bo ja kompletnie nie wiedziałem, o co mu wtedy chodziło. 

Kouyou żalił mi się kiedyś, że ich basista, Akira nie chciał się z nimi pokazywać publicznie, bo stwierdził, że zachowują się „gejowsko”. Mówiąc to, zrobił zbolałą minę i chyba zrozumiałem, dlaczego Akira się ich wstydził. Zaśmiałem się wtedy i powiedziałem, że nawet jeśli to prawda, mi to nie przeszkadza, bo lubię go za to jaki jest a nie, kim jest. 

Czasami wydawało mi się, że jest zbyt wylewny i nic nie ukrywa. To dlatego, że zawsze zachowywał się w taki sposób – dosłowny, prowokujący. Ale nie pytałem. Nigdy nie spytałem, jak jest naprawdę. Nie musiałem pytać. Wiedziałem. 

  Rodzice traktowali go jak śmiecia, nie miał łatwo. Dlatego zawsze w szkole był taki wesoły. Dlatego tak się kleił do ludzi. Odreagowywał, szukał wsparcia. Zawsze było mi go żal, ale nie chciałem tego okazywać. Wiem, że duma by mu na to nie pozwoliła, mógłby mnie za to znienawidzić. Nie byłem jego przyjacielem, tylko sąsiadem. Ale ufał mi. Kiedy miał problemy, zawsze do mnie przychodził. Wtedy też nie zadawałem pytań. Kiedy zostawał u mnie na noc, czasami słyszałem, jak płacze w pokoju gościnnym. 
 Ostatnio znowu przyszedł do mnie w środku nocy, z zaczerwienionymi, podbitymi oczami i rozwaloną wargą. 
 - Boże, Kouyou – nie poznałem go – Znowu?
 - Przepraszam, mam sobie iść? - jego głos był wypłukany z emocji. 
 - Zwariowałeś? - wydarłem się po nim, po czym szybko złapałem go za rękę i pociągnąłem do środka. Na zewnątrz była śnieżyca a biedak był w piżamie – Przecież mówiłem ci, że jakby coś się działo, masz natychmiast przyjść, pamiętasz? 
 Szeptałem, nie chcąc obudzić rodziców. Posadziłem go na kanapie i poszedłem szukać apteczki, przy okazji nastawiając wodę w czajniku. 
Znalazłem wodę utlenioną i plastry. Podszedłem do pociągającego nosem blondyna.
 - Co jest ze mną nie tak? - spytał.
 - Jesteś inny, a twoi rodzice to konserwatyści. Może kiedyś im przejdzie – uśmiechnąłem się blado, nie patrząc w jego twarz. 
 - Chyba jak się wyprowadzę. 
 - To dlaczego jeszcze z nimi mieszkasz? Jak chcesz, to możesz u mnie...
 - Nie, dzięki. Muszę być twardy – Wyprostował się. 
 Wyglądał iście groteskowo – rozczochrane włosy, czerwony nos, zapłakane oczy i ta zawzięta mina. Uśmiechnąłem się, podałem mu herbatę i usiadłem obok.
  - Podziwiam cię, wiesz? Mimo wszystko, śmiejesz się, jesteś zdeterminowany, pełen chęci do walki.
 - A może to tylko maska?
 - Nie mów tak. Żaden człowiek na twoim miejscu nie byłby w stanie się uśmiechać, zachowywać tak, jak ty się zachowujesz. Znaczy, że nadal jesteś sobą. 
 - Dziękuję ci – odłożył herbatę na stolik, po czym zbliżył się i mnie przytulił – Dziękuję, że mimo wszystko mnie nie odrzuciłeś, że mogę na ciebie liczyć, choćby i w środku nocy. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy - mówił załamującym się głosem.
 Jego ciałem zaczęły wstrząsać silne dreszcze. W miejscu, w którym znajdowała się jego twarz, koszula zrobiła się mokra od łez. 
 Wisiał na moim ramieniu, porywany spazmami nagłego płaczu. Jego dłonie zatopiły się w mojej koszulce, która - jako że była nieco zbyt luźna – zsunęła się z jednego ramienia.  
 Zrobiło mi się smutno. Byłem też nieco rozkojarzony. Tak długo, jak go znam, nigdy nie zachował się w taki sposób. Zawsze starał się być twardy. Wiedziałem, że tak nie jest, ale mimo wszystko on starał się zachować chociaż pozory. Po raz pierwszy naprawdę widziałem, jak płacze. Nie wiedziałem, jak interpretować jego zachowanie. Czy miałem zacząć już panikować? W końcu, takie załamanie jego zachowania mogło nie wróżyć nic dobrego. A może po prostu, w końcu, postanowił zaakceptować mnie jako bliską sobie osobę? Ufał mi, ale nigdy się tak przede mną nie otworzył. Miałem mętlik w głowie.
 - Kouyou... - szepcząc mu do ucha, pogłaskałem go po włosach, starając się go uspokoić – Właściwie, dlaczego ty mi tak ufasz? Dlaczego akurat mnie? Chodzi mi o to, że nie jestem jedyną osobą w podobnym do twojego wieku w sąsiedztwie, czyż nie? A mimo to, zawsze kiedy jest ci źle przychodzisz tylko do mnie. Wiem, że to działa też w drugą stronę. Ale nie mogę zrozumieć, dlaczego.
 Podniósł powoli głowę. Patrzył na mnie zdziwionym spojrzeniem ciemnobrązowych oczu.
Po chwili jego twarz przybrała zamyślony wyraz. 
 - Hm... Myślę, że chodzi o twoją aurę – odezwał się po kilku sekundach – Otacza cię niesamowita atmosfera. Wszyscy mamy wrażenie, że kiedyś będziesz kimś wielkim. Jesteś utalentowany, charyzmatyczny, masz potencjał. I złote serce – uśmiechnął się ciepło -  Dlatego Aoi tak do ciebie ciągnie.
Zaraz,  c o?!
 - Słucham? - patrzyłem na niego ogłupiałym wzrokiem.
 - Strasznie go onieśmielasz. A on myśli, że widzisz to, że za tobą łazi, dlatego ma wrażenie, że go unikasz. 
SŁUCHAM?!
 - Ła... łazi za mną? - A czy to nie działa czasem w druga stronę?
Pytanie brzmi – jakie są jego zamiary. Wiem przecież, że tak samo jak Ruki woli chłopców.
A ja chcę jedynie nauczyć się lepiej grać. No i co jak co, ale to on jest charyzmatyczny, nie ja.
Charyzmatyczny i  e g o i s t y c z n y. 
 Uruha popatrzył na mnie jak na chorego psychicznie. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Najpierw zachichotał dyskretnie, po czym to chichotanie przeistoczyło się w śmiech, tłumiony poduszką, którą przyłożył sobie do twarzy, żeby nie obudzić moich rodziców. 
 - Co cię tak bawi? - obdarzyłem go spojrzeniem spod przymrużonych powiek. 
 - Nic, po prostu jesteś kompletnie ślepy – był ewidentnie rozbawiony.
 - Hę? O czym ty mówisz? 
 - No, o Aoi'u oczywiście – przysięgam, że tak szerokiego uśmiechu jeszcze nie widziałem. Nawet u niego. Ta nagła zmiana nastroju trochę zbiła mnie z tropu. 
 - Może tak jaśniej? - irytowała mnie ta zabawa w kotka i myszkę. 
 - Chodzi mi o to, że Ruki jest za-zdro-sny– zaśpiewał, kręcąc w powietrzu młynka palcem wskazującym. 
 Obwicie oplułem stolik herbatą, którą właśnie piłem. Miałem dziwne przeczucie, że to się mogło źle skończyć, ale bardzo nie chciałem, żeby wystygła, więc w czasie naszej rozmowy cały czas ją popijałem. 
 - Ja... jak to „zazdrosny”? O mnie? - spytałem, krztusząc się.
 - No a o kogo? - otworzył niedowierzająco oczy - Aoi praktycznie nie gada o niczym innym jak o tym, że „Kazuki to geniusz. Zobaczycie, jeszcze będzie lepszy ode mnie!”, albo „Ten dzieciak jest niesamowity!”. A już w ogóle hitem jest „Wczoraj znowu mijałem go na korytarzu! Ruki, czemu ty nie jesteś taki słodki?” - Mówił to z takim przekonaniem i miną niewiniątka, że zgłupiałem. 
 - Aoi-senpai? Jesteś pewiem? - byłem sceptycznie nastawiony. 
Przytaknął mi energicznie. 
 - Co jak co, ale takim kłamczuchem jak Ruks to ja nie jestem – nadął policzki.
 - No dobra, przecież ci wierzę – spojrzałem na niego przepraszająco – Co nie zmienia faktu, że Shiroyama widząc mnie zachowuję się w sposób, który kompletnie przeczy temu co powiedziałeś.
 - Mówiłem ci już. Onieśmielasz go. A do tego jesteś śliczny – zbliżył się do mnie, mrużąc powieki. 
 Odepchnąłem go od siebie. Oblewając się gwałtownym rumieńcem, odwróciłem się w drugą stronę. 
 - Czy jest w waszym zespole chociaż jedna osoba, która woli dziewczyny?
Takashima zamyślił się. 
 - No. Kai i Reita z tego co mi wiadomo – wzruszył ramionami.
 - Mówisz, jakby to było coś dziwnego! 
 - Niech żałują – uśmiechnął się od ucha do ucha. 
 - Na litość boską, Koyou, jak ty możesz być taki dosłowny? - popatrzyłem na niego z litością. 
 - A ty? - jego spojrzenie przybrało drapieżny wyraz – Wolisz dziewczyny? 
 - Oczywiście...! 
 - Zawahałeś się – uśmiechnął się triumfalnie. 
 - Nie prawda! - broniłem się
 - Ale jesteś czerwony – zaśmiał się, po czym jego twarz diametralnie zmieniła wyraz. Wydawał się być zamyślony. Wyglądał, jakby knuł coś złego - Jutro jest sobota, prawda? - upewnił się. Przytaknąłem - To dobrze. Zostanę na noc, a potem gdzieś cię zabiorę. 
 Patrzył na mnie diabelnie. Przełknąłem głośno ślinę, ale wolałem nie protestować. 
  Zaprowadziłem go do pokoju gościnnego, po czym sam położyłem się spać. 
 Śnił mi się Aoi, który zawzięcie kłócił się o coś z Rukim. Nie słyszałem jednak słów. Widziałem wkurzonego Shiro, który gestykulował zawzięcie i płaczącego z frustracji Matsumoto. Nie wiem, czy śniło mi się to tylko chwilę, czy może przez całą noc. Wiem tylko, że to był mój jedyny sen aż do momentu przebudzenia.
_________________

Ok, to tyle na dzisiaj~ Mam już stały dostęp do komputera, więc następny rozdział powinien pojawić się niedługo, trzymajcie za mnie kciuki! :D

I pamiętajcie o komentarzach. Bo zacznę gryźć~  s(・`ヘ´・;)



AHA I OGŁASZAM KONKURS NA TYTUŁ! DLA TEGO, KTO WYMYŚLI COŚ ŁADNEGO I CHWYTLIWEGO NAPISZĘ FICKA Z WYBRANYM PARINGIEM
(jrockowym oczywiście) (ノ´ヮ´)ノ*:・゚✧

EDIT: mam już tytuł.


WSZYSTKIE WYDARZENIA PRZEDSTAWIONE W TYM OPOWIADANIU SĄ WYMYSŁEM CHOREGO MÓZGU AUTORKI I CZYSTKĄ FIKCJĄ LITERACKĄ~


6 komentarzy:

  1. I dlaczego pod tym nie ma komentarzy, hmmm? No ja nie rozumiem. Ale... DOPISAŁAŚ!!! I nic mi nie mówiłaś, wredo jedna. Czekam na ciąg dalszy od bodajże grudnia >.< I znów Kouyou. Dlaczego? Nie podoba mi się to. Rób z Reity, albo nie - z Kai'a ofiarę ciężkiego życia. Nawet z Rukiego, chociaż on w roli perwersa sprawdza się idealnie. Ale nie z mojego Urusia, Ty zła kobieto, Ty. :D Ale może zaczynając od początku. Nie ma za co dziękować, bo to przyjemność :3 I wiesz, że uwielbiam Twoje opowiadania xDDD Ogólnie pomysł mi się podoba. Parring oryginalny i na pewno wyjdzie z tego coś świetnego. Uwielbiam Kazukiego w Twoim opowiadaniu. Jest przeuroczy, co zresztą odnosi się także do jego wyglądu. (Chociaż nie rozumiem dlaczego sama robisz z niego takiego słodziaka, a mi kazałaś pisać o nim, jak o wrednym skurwielu, co mi i tak nie wyszło :D) Ogólnie wszyscy do tej pory wprowadzeni członkowie Gazetto też mi się bardzo podobają. I dziękuję, że nie zrobiłaś z Uru dziwki xDDD A Ruki jest wredny. Jednak mimo, że jeszcze żadnych większych scen zazdrości nie była (a liczę na nie w przyszłości) to daje się wyczuć ten klimat w zachowaniu Ruksa, taką ostentacyjność kiedy pokazuje się z Yuu. Podoba mi się to. A teraz ta część, której wcześniej nie czytałam. Kocham, uwielbiam, wydrukuje i powieszę na ścianie. Już pomijając moje zachwyty nad wykreowanym przez Ciebie K'you to jest bosko. Ten klimat nocnej rozmowy. Ja to widziałam przed oczami. Bardzo plastycznie i płynnie opisane. Przydałby się mi ktoś taki, tak szczerze. ^^
    Błędów się nie będę czepiać, bo przy następnych rozdziałach Cię wymęczę, ale nie było tego dużo. Czekam na resztę i pisz. A jak skasujesz bloga, to Cię osobiście ukatrupię, słońce. :3
    Dobra, już kończę. Czekam na next.^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może w odpowiedzi na Twój komentarz powinnam zacząć od tego: "NIE MÓW 'HOP', ZANIM NIE SKOCZYSZ" XDDDDDDD
      Jejku, poprawiłaś mi humor tym komentarzem *-* Tak się cieszę, że jest ktoś, kto docenia mój zryty mózg ;u;
      Wiesz co, ja już chyba tak mam że lubię z Uruszki robić życiową sierotkę .-. Sprawia mi to... przyjemność? XD Jakiś dziwny fetysz >__<
      "robisz z niego takiego słodziaka, a mi kazałaś pisać o nim, jak o wrednym skurwielu" - właśnie dlatego! XD Jeden Kazuki, dwie różne osobowości, to się wydaje ciekawe :D
      Czekaj, czekaj :D Mam tego o wiele więcej napisane, tylko muszę siąść do komputera, bo tu mam tylko część drugiego rozdziału >_<
      Tak tak i powieś w złotej ramce XD
      Poprawiałam to pierdylion razy i jeszcze pewnie z 95732985692 będę edytować posta ;-; ( a to mi przypomina, że Kai dalej zakłada dwa razy okulary pod koniec jednego opowiadania, czego dalej nie poprawiłam >__<)

      Usuń
    2. Każdy ma fetysze. Na przykład rozdwojony język. :P Dwie różne osobowości, czy nie i tak mi wyszło słodko, puchato i różowo :D
      Oczywiście, że powieszę w złotej ramce, a jak inaczej sobie to wyobrażasz. I będą podziwiać. Będziesz miała powód, żeby do mnie przyjść, skoro nawet Kurosawa Cię nie skusił. :P To ja czekam i nie bój żaby, ja wszystko poprawię :D Nawet wiem, w którym opowiadaniu zakłada je dwa razy, ha. :D
      I jeszcze, bo znów bym zapomniała. Widok bloga na komórce. Za ciemne litery, słabo widać. A jak się stoi na przystanku w słońcu to już w ogóle :D I wyłącz weryfikację obrazkową/numerową/whatever jak to się tam nazywa. ^^

      Usuń
  2. Zapowiada się świetne opowiadanie.
    Trudno znaleźć dłuższe opowiadania z Kazuki'm i Aoi'm.
    Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Eh eh, to jest świetne, masz w planach kontynuowanie tego? ;;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem właśnie, mam lekki kryzys w związku z tym paringiem ostatnio :| Pewnie kiedyś do tego wrócę, ale na razie chyba nie jestem na siłach, żeby to kontynuować ><

      Usuń