sobota, 28 grudnia 2013

"Koncert" (Uruha x Ruki)

Więc natchniona (znudzona) podczas pracy (opierdalania się) postanowiłam napisać to cudo (dramat). Krótkie bo krótkie, ale lepszy rydz niż nic :D
Powiem jeszcze tyle, że opowiadanie pierwotnie napisane było w pierwszej osobie, ale coś mnie natchnęło i aktualnie wygląda tak, jak wygląda. Miałam wysłać to koleżance do korekty, ale po prostu mi się nie chciało, więc sama pozmieniałam to, co mi się nie podobało ;-;
Komentujcie, proszę. Trzeba udobruchać ego, żeby pojawiło się kolejne opowiadanie :D


_______________________________________________________


  Po raz kolejny tej nocy przewrócił się na łóżku, kładąc się na drugi bok. Spojrzał przez okno, za którym roztaczało się gwiaździste niebo. Chciał wierzyć, próbował sobie wmówić, że przyczyną jego bezsenności jest pełnia.
Nic bardziej mylnego.
Tuż za jego oknem uśmiechał się do niego szyderczo wąski rogal księżyca w nowiu, przypominający raczej smugę, jaką pozostawia za sobą spadająca gwiazda. Kpił sobie z niego.
  Znów położył się na prawym boku. Westchnął ciężko i zamknął oczy. Po co się okłamuję - pomyślał.
Wiedział, co było powodem tej insomnii.
A raczej - KTO.
  Wiedział, że musi się do tego przyznać. Przyznać się przed samym sobą i uświadomić sobie, co tak naprawdę się wydarzyło. W końcu, nadal czuł na swoich ustach jego smak. Słodki i niewinny a   jednocześnie intensywny.
  Dotknął kciukiem dolnej wargi. Z jego ust wyrwało się tęskne westchnięcie.
Dlaczego jestem takim wielkim kretynem? dlatego zrobiłem to w taki sposób? Dlaczego w takim miejscu? Ukrył twarz w dłoniach i załkał gorzko.
  Pomimo targających nim uczuć i strajkującego głośno serca, które zdawało się zaraz wyskoczyć z piersi, jego umysł znów powrócił pamięcią do wydarzeń sprzed kilku godzin. Tylko kilka godzin w przeszłość dzieliło go od tego momentu, w którym przez chwilę poczuł się prawdopodobnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi.

  Na początku niby wszystko było okej. koncert jak każdy inny. Emocje, pot, hałas i typowe, ostentacyjne zachowanie Rukiego. Nic niezwykłego...? Uruha, jak podczas każdego koncertu od kilku lat, dosłownie pożerał wokalistę wzrokiem. Zdecydowanie nic niezwykłego. Jak zwykle, Wielki Strażnik i Lider Kai uważnie lustrował wzrokiem pozostałą czwórkę, kręcąc z dezaprobatą głową na  wyzywające zachowanie Rukiego, który kompletnie nie zdawał sobie sobie sprawy z tego, że jest przepuszczany przez rentgen w spojrzeniu Uru, kawałek po kawałeczku. Stojący za nim Reita dyskretnie mrugał do gitarzysty, wskazując podbródkiem w stronę Ruksa, jakby zachęcając bruneta, który na ten gest basisty momentalnie robił się cały czerwony.
Dlatego nie chciał odgrywać zaplanowanego fanserwisu. Bał się. Po prostu się bał, że może nie wytrzymać i zrobi coś głupiego. Przysiągł sobie, że po tym koncercie wszystko mu powie. Ale teraz po prostu musi wytrwać do końca. Jeszcze tylko...
  Nagle Ruki znalazł się tuż przy jego boku. Zaskoczony Uruha nastawił w jego stronę gryf od gitary i spojrzał na widownię, mając nadzieję, że ani oni, ani wokalista nie zauważą, że jego twarz znów przybrała kolor dojrzałego pomidora. Ruki wystawił język i, tak jak to miał w zwyczaju, polizał instrument - robił to niezwykle długo co potwornie irytowało Uru - po czym uśmiechnął się prowokująco, jak gdyby to, że jego przyjaciel właśnie o mało co nie padł na zawał zupełnie go obeszło.
  Potem było już tylko gorzej. Uruha miał podejść do Rukiego i dotknąć nosem jego szyi, niby coś szepcząc, tak aby z widowni wyglądało to co najmniej dwuznacznie.
Cały sztywny, wręcz trzęsąc się, podszedł do kolegi z zespołu i powolutku zbliżył twarz do jego karku. Ale Pan Wiecznie Napalony miał co do niego inne zamiary. Niespodziewanie objął go w szyi, chwytając przy okazji garść jego włosów w palce, po czym po prostu, brutalnie wpił w niego swoje usta sprawiając, że cały świat zatańczył wokół niego. Było to krótkie aczkolwiek intensywne doznanie. Szumiało mu w uszach. Nie miał pojęcia, czy powodem była krew, która napłynęła mu do głowy, czy wrzask opętanych fanek. Miał wrażenie, że nogi wrosły mu w ziemię, poczuł się oszukany. Chciał więcej. Uzależnił się. Z uzależnieniami jest tak, że gdy raz się czegoś spróbuje, organizm domaga się tego coraz bardziej i bardziej. Uruha poczuł suchość w ustach. Nie widział nic, prócz stojącego przed nim, uśmiechającego się do widowni Rukiego. Głód zrobił się jeszcze bardziej uciążliwy, gdy jego spojrzenie zatrzymało się na ustach blondyna. Oblizał wargi, zbliżył się do wokalisty i zrobił z nim dokładnie to samo, co on zrobił z nim. Objął go, drastycznie przyciągając do siebie i pocałował, jeszcze mniej dyskretnie. Ułożył dłoń na jego miękkich blond włosach i przyciągnął do siebie. Takanori wydawał się być na początku zdezorientowany. Ale szybko zaczął ulegać wysokiemu brunetowi. Był mniej spięty i - co najbardziej ucieszyło Uruhę - odwzajemnił pocałunek. Gitarzysta uznał to za pozwolenie. Powoli, bojąc się spłoszyć wokalistę, rozchylił jego wargi. Ich języki splotły się w przedziwnym tańcu. Nic nie słyszał. Zupełnie, jakby ogłuchł. Do jego uszu nie docierał żaden, nawet najmniejszy dźwięk. Liczył się tylko Ruki - ciepły, słodki, drobny, zadziorny. Było idealnie.
  Do czasu, aż ktoś brutalnie podbiegł do nich i silną ręką oddzielił od siebie. Gitara, przewieszona przez lewe ramię Uruhy brzdąknęła ze sprzeciwem. Brunet wyciągnął dłoń w stronę Rukiego.
 - Czy was już do reszty, za przeproszeniem, pojebało?! - Kai buchał z nosa gęstymi obłokami pary. Wyglądał jak rozjuszony byk - Uruha, cholera jasna, potrafię zrozumieć jego zachowanie - wskazał Rukiego pałeczką perkusyjną - To do niego podobne, ale po tobie kompletnie nie spodziewałem się takiego wyskoku. Miałeś go tylko dotknąć. DOTKNĄĆ, do cholery a nie badać językiem jego podniebienie!
 Odszedł od perkusji- Uruha zaczął panikować - Kai odszedł od perkusji! Przerwał koncert! No to jestem martwy. 
Aoi z Reitą patrzyli na nich z szeroko otwartymi oczami. Yuu zbierał szczękę z podłogi.
Na sali panowała martwa cisza, nikt na widowni nie ważył się nawet pisnąć. Było słychać tylko sapanie wkurzonego Kai'a tuż nad prawym uchem Uruhy.
W tym przypadku szok to mało powiedziane. Jedynie lider zachował zimną krew.  Jego twarz co prawda przybrała kolor purpury, a ręce wyraźnie go świerzbiły, pchane ochotą zdzielenia delikwentów po twarzach, ale postanowił zrobić im porządną lekcję tuż po tym, jak koncert się skończy. Wydusił do nich tylko: "żeby mi to było ostatni raz", po czym odwrócił się na pięcie i wrócił na swoje miejsce za perkusją.
Znów zrobiłem coś bez uprzedniego pomyślenia nad konsekwencjami. Pomyślał Uruha, mając ochotę zapaść się pod ziemię,
Ruki uśmiechnął się przepraszająco, po czym, starając się wyglądać naturalnie, zwrócił się do publiczności.
 - He, he... Musicie nam wybaczyć. Ostatnio jesteśmy tak zabiegani, że nie mamy czasu nawet na podstawowe czynności życiowe, jeśli wiecie, co mam na myśli... - posłał w ich stronę prowokujące spojrzenie, co wywołało ogólne rozbawienie i zdecydowanie rozładowało napiętą atmosferę - Dlatego tak nam odbiło.
Uruha kątem oka zauważył, jak Kai krzywi się i mruczy pod nosem: "trochę?"
Kontynuowali koncert, ale Uruha nie ośmielił się podejść więcej Rukiego, który też trzymał się od gitarzysty z daleka. Resztę czasu spędził koło Reity. Uru marzył o tym, żeby ta męczarnia jak najszybciej się zakończyła.
 Gdy tylko rozbrzmiały ostatnie dźwięki a sala zaczęła pustoszeć, muzycy zeszli ze sceny, zmęczeni i spoceni. Uruha bez namysłu złapał swoje rzeczy i nawet nie dbając o to, żeby, jak zawsze po koncercie wziąć prysznic a tym bardziej zostać na after party, które zawsze tak bardzo uwielbiał, po prostu skierował się w stronę drzwi z ogromną ochotą opuszczenia tego miejsca.
Już naciskał na klamkę, kiedy nagle poczuł czyjąś dłoń, zaciskającą się na jego ramieniu.
 - A ty dokąd? - Reita był wyraźnie zaniepokojony.
 - Do domu - Uruha warknął na niego. Chciał, żeby dał mu spokój.
 - Czemu po prostu mu nie powiesz? - nie dawał za wygraną.
 - Nie wiem o czym mówisz.
 - Myślę, że doskonale wiesz, O CZYM mówię - naciskał - Twoje zachowanie dzisiaj było na to najlepszym dowodem. Powiedz mu, co czujesz.
Uruha zauważył stojącego w progu Rukiego, który wyglądał, jakby płakał. Nie chciał tego widzieć. Jednym ruchem strzepał ze swojego ramienia rękę basisty, odwrócił się do nich plecami, nacisnął klamkę i wychodząc rzucił przez ramię:
 - Nic do nikogo nie czuję.
Po czym wyszedł trzaskając drzwiami.
Słyszał jeszcze podniesiony głos Akiry, który darł się za nim, że jest skończonym kretynem i zwyzywał od najgorszych. Zawsze stawał w obronie Rukiego. Miał rację.
  Uru wytarł rękawem napływające mu do oczu łzy, które zamazywały mu widok, zakrzywiając pole widzenia. Wsiadł do samochodu, kopnąwszy go najpierw z ogromną siłą, jakby był on winny całemu zdarzeniu. Na drzwiczkach pozostało spore wgniecenie. Usiadł w fotelu i już nawet nie starając się hamować łez, z impetem uderzył głową w kierownicę. Klakson zaprotestował głucho. Brunet podniósł głowę i zadał kierownicy cios z otwartej dłoni.
  W pewnym momencie zauważył wychodzącego z budynku Reitę, który za rękę prowadził opierającego mu się Rukiego. Bez namysłu przekręcił kluczyk z stacyjce i z piskiem opon opuścił parking. W lusterku widział, jak makaronowowłosy rzuca czymś o chodnik, a potem depcze to z zawziętością. Prawdopodobnie był to telefon. Wokalista płakał mu w rękaw.
 Uruha cudem uniknął wypadku. I to kilka razy. Pod dom zajechał tak samo widowiskowo, jak odjechał spod sali koncertowej, zapewne budząc połowę sąsiadów. W kilku samochodach włączył się alarm, ale Uru nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Zatrzasnął drzwi, wszedł do wielkiego budynku mieszkalnego i obdarzając windę pogardliwym spojrzeniem ruszył po schodach do swojego mieszkania. Nie zamykając nawet drzwi na klucz, ruszył prosto do barku, skąd wyciągnął pierwsze, najbardziej czerwone wino z brzegu i głęboki kieliszek. Z kieszeni wygrzebał paczkę mentolowych Marlboro i z takim ekwipunkiem udał się na balkon.
  Z fajką w ustach i kieliszkiem w ręce wychylał się przez ramę balkonu, zapatrzony w intensywny szkarłat trunku. Napił się łyka i westchnął. Jestem słaby, pomyślał, znowu topię smutki w alkoholu. Skrzywił się, napił jeszcze łyka, po czym ze złością cisnął szkłem na chodnik, gdzie rozbił się z głuchym trzaskiem.Zgasił wypalonego do połowy papierosa i wszedł do domu. Minął lustro, przed którym zatrzymał się, wypuszczając głośno powietrze z płuc. Nie owijając w bawełnę - wyglądał jak zmora. Czarne smugi rozmazanego przez płynące łzy makijażu ciągnęły się przez symetrycznie przez oba policzki, swój koniec mając dopiero za podbródkiem.Włosy, najpierw zmęczone podczas koncertu a potem targane i wyrywane w złości i bezsilności sterczały na wszystkie strony. Koncertowe ubranie było przepocone i brudne.
  Zachowując resztki zdrowego rozsądku, lub tylko jego pozory, udał się do łazienki, gdzie wziął szybki, zimny prysznic.
Nie troszcząc się nawet o suszenie włosów, zarzucił na siebie bokserki i luźne spodnie z dresu, po czym ruszył w stronę swojej  sypialni i rzucił się na łóżko z zamiarem szybkiego zaśnięcia.
Jednak jego umysł razem z sercem, grali w jakąś niezwykle idiotyczną i niezbyt zabawną grę, za żadne skarby świata nie pozwalając mu zapaść w upragniony letarg.
  Przewracał się z boku na bok, bezskutecznie starając się zasnąć i wbrew sobie przywołując w pamięci wydarzenia z minionego koncertu. Czuł się głupi i bezsilny.
  Prawda była taka, że szalał za Rukim, sam nie pamiętał od kiedy. Jego uczucie potęgował zadziorny charakter blondyna i jego prowokujące zachowanie. Do tego był niesamowicie śliczny. Uruha wiedział, że jego przyjaciel z wiekiem wygląda coraz lepiej. Wiedział i przeklinał ten fakt. Pragnął go złapać w swoje ramiona i już nigdy z nich nie wypuścić. Zamknąć w nich cały swój świat. Ale zawalił. Nie dość, że prawdopodobnie doprowadził Rukiego do płaczu, to wywołał u napad Reity skrajnego szału. Zdenerwował tego, który jedyny wiedział o wszytkim. Mało tego - wspierał go. A on jak mu się odwdzięczył?
Basista zawsze śmiał się z niego, że względem Aoi'a potrafi zachowywać się w sposób co najmniej wyuzdany. Drugi gitarzysta nazywał go "swoją małą dziwką". Ale brunet i tak bał się wyznać swoje uczucia wokaliście.
  Przypomniał sobie, jak Ruki patrzył na niego, gdy opuszczał budynek koncertowy. Przypomniał sobie łzy w jego oczach, jego błagalne spojrzenie. Poczuł, że oczy znów nabiegają mu łzami.
Nakrył się kołdrą po samą głowę i zaszlochał gorzko. Targały nim niekontrolowane spazmy.
Jestem idiotą! Skończonym kretynem! Dlaczego? Dlaczego musiałem to tak bardzo spieprzyć? Przecież, jakbym grzecznie przeczekał jego wybryki i zajął się tym, czym miałem się zająć, oberwałoby się tylko jemu a potem spokojnie mógłbym z nim porozmawiać. Miałem idealną okazję. Spieprzyłem to! Tak bardzo to spieprzyłem!
Płakał głośno, jak dziecko. Czuł, jak z każdą chwilą czuje się coraz lepiej, jak razem z łzami wypływają z niego złe emocje, pozostawiając jedynie gruby osad z goryczy, która była efektem jego egoistycznego zachowania. Tylko on, on jeden był winien tego, co się wydarzyło. Mógł po prostu się opanować i odejść, gdy Ruki tylko go puścił. To był zwykły, przyjacielski buziak w usta. A on zrobił z tego sensację co najmniej na skalę krajową pośród fanów zespołu. Jutro się nasłucha. Od Kai'a, managera i przedstawicieli wytwórni. Trudno, należało mu się. Nie bał się tego. Bardziej obawiał się spojrzeć w oczu Rukiemu i Reicie. Szczególnie Rukiemu. 
  Pociągnął nosem.
Nagle poczuł, jak oplatają go czyjeś ramiona. Podskoczył lekko, jak porażony prądem. Reita przyszedł mnie zabić?, pomyślał w pierwszej chwili.
Ale nie, coś nie pasowało. Rei pachniał mocniej, bardziej męsko. Ostro i agresywnie. A do jego nozdrzy docierał teraz zapach słodki i niewinny a jednocześnie intensywny. Serce zabiło mu szybciej.
Niemożliwe! Musi mu się to śnić! Ale to na pewno nie jest sen, bo wyraźnie czuje ten słodki, delikatny zapach i wtula twarz w miękkie blond włosy. Nie chce go puścić. Nie wierzy w to, co się dzieje. Dlaczego on przyszedł? Po tym, co mu zrobił? W końcu, uciekł jak tchórz. Sam nie mógł spojrzeć sobie w oczy, a co dopiero on...
  Ruki puścił go delikatnie i czule spojrzał mu prosto w oczy, pytając łagodnie, dlaczego wyszedł. Dlaczego narobił mu nadziei, po czym najzwyczajniej na świecie skulił ogon i uciekł. Czego się bał.
W jego oczach tańczyły lśniące jak kryształy łzy.
  Uruha zaczął go przepraszać, powtarzać, jakim to nie jest idiotą, jak bardzo mu głupio, w końcu mógł postąpić inaczej. Wczepił się dłońmi w rękawy jego bluzy i wtulił twarz w jego pierś. Ruki uśmiechnął się delikatnie, głaszcząc bruneta po włosach.
 - Więc ty... Naprawdę coś do mnie czujesz? - spytał spokojnie.
 Uru podniósł na niego zdziwione spojrzenie.
 - Nie... nie przeszkadza ci to? -  jego głos był niepewny, cichutki. Dziwne, że Ruki w ogóle go usłyszał.
 - Wręcz przeciwnie - blondyn pokręcił głową - Bałem sie, że nie odwzajemniasz moich uczuć.
W dalszym ciągu ze stoickim spokojem gładził włosy zdziwionego bruneta, którego oczy przypominały dwa ogromne talerze. Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Ruki bał się, że nie odwzajemnia jego uczuć? ON się bał? O ironio.
Uruha zaśmiał się kwaśno.
 - Jak widzisz, sam nie zachowałem się do końca w porządku. To, co zrobiłem dzisiaj było idiotyczne. Ale ja po prostu... - zamknął oczy i potarł skronie dłońmi - Po prostu nie wiem, co się ze mną działo.
 - Ruki... - Chciał coś powiedzieć, ale nie zdążył, bo uciszył go dotyk aksamitnych ust wokalisty. Świat znów zawirował mu przed oczami. Czuł słodką woń zmieszaną z posmakiem tytoniu. Mieszanka ta była ponadprzeciętna i ekscytująca, pobudzając wszystkie zmysły Uruhy. Przyciągnął go do siebie, chcąc objąć go całego, poczuć jego ciepło, ten buchający jasno płomień głębokiego uczucia, palące pragnienie, doprowadzające jego ciało do temperatury wrzenia.
Ruki zamruczał i zjechał ręką po nagiej klatce piersiowej bruneta, po czym delikatnie wsunął rękę pod luźne, szare spodnie z dresu i pogładził go po udzie. Szalał na ich punkcie. Zawsze, gdy widział gitarzystę w spodniach z wyciętym w udach materiałem musiał siłą zmuszać się, żeby się na niego nie rzucić. Kochał te uda.
Po plecach Uru przeszedł dreszcz zadowolenia. Uśmiechnął się, nie przerywając pocałunku. Marzył o tej chwili od tak długiego czasu. Nie chciał więc puścić go tak szybko. Chciał trzymać go w swoim objęciu, słyszeć westchnięcia satysfakcji uciekające z jego ust, czuć się bezpiecznie, w końcu nie musząc myśleć o konsekwencjach popełnianych czynów.
Kochać i być kochanym.
Oderwał się na chwilę od wokalisty, by zaczerpnąć powietrza i z głębokim zamiarem zrzucenia z niego koszulki w trybie natychmiastowym. Wiedział, że blondyn ma pięknie, aczkolwiek delikatnie wyrzeźbiony, płaski brzuch. Chciał go teraz, bezzwłocznie. Chciał zostawiać pojedyncze pocałunki na jego idealnym ciele. Jakby znaki jego własności, dowody na to, że blondyn należy tylko do niego. I że ma jego pozwolenie, na ukazanie mu swojego uczucia w jak najlepszy sposób i...
Właśnie coś sobie uświadomił. Przypomniały mu się momenty, w których Ruki uśmiechał się do niego w rzadki sobie, naturalny sposób, ten uśmiech, którym nie obdarzał nikogo, poza nim właśnie. Uśmiech, który od wielu lat był dowodem jego nieśmiałego uczucia.
Uruha zamarł. Od tak dawna... uśmiechał się do mnie w ten sposób. Przez tyle lat pozostawałem ślepy na te jego ciche podpowiedzi. Chciał, żebym go zauważył. Chciał... chciał, żebym dał mu szansę. A ja? Ja przez te wszystkie lata egoistycznie tego nie zauważyłem. Byłem zbyt zaślepiony własnymi uczuciami i jak kretyn uważałem że na niego nie zasługuję, że mną gardzi, żeby to zauważyć. Dlaczego....
 W jego brzuchu nagle zatańczyły motyle. On naprawdę... Rukiemu naprawdę na nim zależało. To musiało być TO.
 - Ruki... - zaczął nieśmiało - Bo wiesz... Ja...
 - Tak? - wokalista bawił się kosmykiem jego włosów, uśmiechając się ciepło.
 - Bo, no bo widzisz... Ja... Ja chyba cię... - jąkał się. Tak bardzo nie denerwował się nawet w dniu swojego pierwszego koncertu. Postanowił postawić wszystko na jedną kartę - Kocham cię, Ruki.
Zaczerwienił się i opuścił wzrok. Świdrował spojrzeniem rzeźbienia na brzuchu blondyna, czekając na jego reakcję.
Ruki uniósł delikatnie jego twarz w dłonie i spojrzał na niego, mrużąc drapieżnie oczy, jakby zaglądał w głąb jego duszy. Delikatnie pchnął go na materac i zawisnął nad nim. Między serią pojedynczych pocałunków wyszeptał dwa słowa, które później obaj powtarzali na zmianę śmiejąc się cicho i mrucząc sobie do ucha: Kocham Cię.

__________________________________________

A tak w ogóle to chciałam zakomunikować, że nie lubię Ruksa XD Ale paring wydał mi się tak niezwykle słodki, że aż postanowiłam o nim napisać. Jak to powiedziała moja siostra... Tańcowały dwa Michały, tuturututu....~

No i Urusze Udeła ze specjalną dedykacją dla mojej Inu ٩꒰ ˘ ³˘꒱۶~♡


Przy tym opowiadaniu bardziej poszalałam, co? XD Tym razem też proszę o przychylne komentarze.O komentarze w ogóle! :D
To do następnego razu :) Keró-kón a.k.a. Tamashi.

WSZYSTKIE WYDARZENIA PRZEDSTAWIONE W TYM OPOWIADANIU SĄ WYMYSŁEM CHOREGO MÓZGU AUTORKI I CZYSTKĄ FIKCJĄ LITERACKĄ~






6 komentarzy:

  1. Fajnie to przedstawiłaś, ten fragment "scenowy" jest super, mimo iż nie widać burzy uczuć w tym fragmencie, to aż czuć wulkan namiętności...

    Życzę weny i czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Uzależnił się. Z uzależnieniami jest tak, że gdy raz się czegoś spróbuje, organizm domaga się tego coraz bardziej i bardziej" Dowód na to, ze nie rzucisz palenia xDD Oj kochanie świetne opowiadanie, ale nie mogę uwierzyć, ze zrobiłaś z Ruksa słodziaka xD w końcu to " mały wredny despota" jak sama go określiłaś XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja właśnie też nie mogę w to uwierzyć XD Ale po twoim dzisiejszym stwierdzeniu, że ten paring jest bezpodstawny... No cóż... Nie mogę się z tobą zgodzić XD http://data1.whicdn.com/images/85505881/large.jpg

      Usuń
  3. Dobra, teraz to się za bardzo nie rozpiszę, ale opowiadanie przecudne *u* Oprócz tego, że kiedy słyszę słowo perwersja to automatycznie ta dwójka staje mi przed oczami xD Opis występu - boski. Płakałam ze śmiechu po akcji Kaia. No, to na tyle, ale żeby nie było, że przeczytałam i nie zostawiłam komentarza :D Wena życzę i czekam na następne ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś tam się pisze... XD
      Nie wiem czemu, ale jak wyobrażam sobie wkurwionego Kai'a to widzę właśnie takiego rozjuszonego byka, tym bardziej, że on w bardzo dziwny sposób marszczy brwi ;-;
      W każdym razie, chcąc napisać coś właśnie w tym stylu, a nie mając za bardzo pomysłu na paring, w pewnym momencie pomyślałam właśnie o Uru, bo on mi się kojarzy właśnie w taki dość... rozpustny sposób XD Po czym uznałam że on z Rukim na scenie wyglądają niezwykle słodko i tadaam! Oto jest XD

      Usuń
  4. "DOTKNĄĆ, do cholery a nie badać językiem jego podniebienie!" <- myślę, ze to zdanie lepiej brzmiałoby "DOTKNĄĆ, do cholery, a nie się z nim lizać!", ale to Twoje opowiadanie XD.
    A w ogóle to świetne to jest, choć prawie w ogóle nie ogarniam o jakich postaciach mowa, ale ćśś... XDDD

    OdpowiedzUsuń